Aktualności

Rozdział 23 pojawi się do 10 maja.
-adeczka45
edit: 24.04.2016

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział 25 Część 2 - Księga I

Cześć, misie patysie <3
Zamiast epilogu przychodzę dzisiaj do was z drugą częścią rozdziału 25, gdyż nie chciałam psuć harmonii 25-rozdziałowej księgi hihihihi
No nic, mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Miłego czytania :*
-------------------------------------------------
***Thomas***
     - Może Zakynthos? - proponuje Sydney szeptem.
     Na moich ustach rozlewa się szeroki uśmiech, kiedy słyszę, że pomysł przypadł jej do gustu. Naprawdę tęsknię za czasem, kiedy byliśmy sami. Tylko ja i moja Sydney. Nie ta, którą udaje przed wszystkimi. Tęsknię za tą dziewczyną, którą się staje w moim towarzystwie. Tą radosną, wrażliwą i kochającą nastolatką, na którą zawsze mogę liczyć. Za Sydney, którą jest właśnie w tej chwili.
     Ponownie wtulam się w jej ciało, kiedy dziewczyna powraca spojrzeniem do stron dosyć starej książki. Jej bystre oczy z zaciekawieniem śledzą każde słowo, podczas czytania. Mruga, a jej długie rzęsy przez chwilę rzucają cień na blade policzki. Przygryza wargę i rumieni się lekko, czując na sobie moje spojrzenie, kiedy słyszymy pukanie do drzwi.
     W progu staje Isabelle, poprawiając złoty bicz na nadgarstku. Spogląda na nas, w jej oczach błysk zaciekawienia walczy z determinacją.
     - Mamy gości. - rzuca, a z jej miny wnioskuję, że nie jest to miła niespodzianka
     Z ociąganiem zsuwam się z łóżka, by po chwili stanąć obok brunetki. Poprawiam na sobie jeansową koszulę, jednocześnie obserwując jak Sydney odkłada książkę na szafkę nocną, nie ruszając się z miejsca. Spoglądam na nią pytająco.
     - Sydney?
     W odpowiedzi czarnowłosa uśmiecha się do mnie słodko, choć w jej spojrzeniu zauważam wahanie.
     - Za chwilkę do was dołączę – zapewnia, marszcząc uroczo brwi.
     Kiwam głową, niechętnie zgadzając się, po czym zbieram z podłogi seraficki miecz, mocno ściskając rękojeść. Rzucam ostatnie spojrzenie w stronę przyjaciółki, po czym wraz z młodą Lightwood opuszczam pokój.
     W ciszy przemieszczamy korytarzami w stronę biblioteki, a nasze szybkie kroki odbijają się echem po instytucie.
     - Kto był tak wspaniałomyślny by złożyć nam wizytę? - pytam, kiedy jesteśmy coraz bliżej naszego celu.
     Brunetka zerka na mnie ze zdenerwowaniem, marszcząc brwi.
     - T-to... Sebastian Verlac - wykrztusza po chwili.
     Zatrzymuję się gwałtownie, słysząc imię i nazwisko mężczyzny. Rzucam zaskoczone spojrzenie dziewczynie.
     - Cholera - mruczę - Jak myślisz, czego on może od nas chcieć?- pytam, przeczesując włosy palcami.
     Nastolatka wzdycha przeciągle, ściskając kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa
     - Nie mam pojęcia. Ale na pewno nie jest to coś co nam się spodoba.- mruczy, po czym otwiera wrota biblioteki.
     Wchodzimy do pomieszczenia, wyczuwając napiętą atmosferę. W sali zgromadzili się wszyscy mieszkańcy nowojorskiego instytutu z wyjątkiem Sydney. Zbiegamy po schodach, po czym dołączamy do reszty - Isabelle staje obok brata, który opiera się o stół, po prawej stronie pomieszczenia, ja natomiast podchodzę do James'a, który wraz z Jace'em osłania Clarissę.
    - Co się dzie...?- pytam, lecz niski głos, dochodzący z drugiej części pokoju przerywa moją wypowiedź.
    - Thomas Penhallow- mruczy jasnowłosy mężczyzna, zeskakując z najniższego schodka, klatki prowadzącej na drugie piętro biblioteki. Rozkłada umięśnione ramiona, w sposób, jakby zamierzał kogoś uściskać. Następnie klaszcze w dłonie, a za nim pojawia się kobieta. Jej biała, pokryta szronem skóra, idealnie komponuje się z platynowymi pasmami opadającymi na jej ramiona i lodowo - błękitnym odcieniem małych oczu. Czarownica zwija palce ku wnętrza dłoni, przyglądając się swoim białym szponom.
     - Sebastian. Alais. - wymawiam płynnie ich imiona, zastanawiając się co do cholery tu robią - Dawno się nie widzieliśmy. Nie, żeby mi to przeszkadzało.
     Jasnooki uśmiecha się do mnie sztucznie, zmierzając w moim kierunku.
     - Ostatnim  razem wtedy kiedy twoja mamusia, nasza kochana pani Konsul wpakowała mnie do celi. Mam rację, mój drogi przyjacielu? – pyta, a jego ociekający sarkazmem głos sprawia, że na moje usta wstępuje grymas.
     - To ten Thomas Penhallow? Syn Konsula? – szepcze Isabelle do swojego starszego brata. Alec krzywi się, zapewne myśląc o Sydney. – Przecież to nie ma sensu – dodaje brunetka.
     Potrząsam głową, przenosząc całą moją uwagę na mężczyznę o włosach w kolorze platyny. Nimi zajmę się później.
     - Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, Verlac.- rzucam, splatając ramiona na piersi -  I na pewno nie jesteśmy nimi teraz.
     - Jakiś ty uprzejmy, Thomasie – szydzi, posyłając mi złowieszczy uśmiech – Naprawdę nic się nie zmieniłeś.
     - Nie dbam o uprzejmości, kiedy jesteś w pobliżu – odbijam piłeczkę – Zamiast wdawać się w zbędne pogawędki, lepiej nam wyjaśnij dlaczego na Anioła tu jesteś? Dlaczego nie powinniśmy już dawno wezwać Clave?
     Usta blondyna układają się do odpowiedzi, lecz to nie jego głos rozbrzmiewa w bibliotece, zmrażając mi krew w żyłach.
     - Przyszedł po mnie – mówi Sydney, a jej donośny głos roznosi się echem po pomieszczeniu.
     Wszyscy gwałtownie odwracając się w jej stronę, lecz dziewczyna poświęca całą swoją uwagę nikomu innemu jak Verlacowi. Słysząc jej głos, w oczach blondyna błyska nuta pasji i zachwytu. Odwraca się w stronę czarnowłosej, a następnie taksuje ją wzrokiem. Na jego usta wypływa szelmowski uśmieszek, kiedy wpatruje się  w nią z zadowoleniem. Moje dłonie automatycznie zaciskają się w pięści, kiedy ruszam w jego kierunku. Chcę mu zetrzeć ten parszywy uśmiech z twarzy.
     Jednak zanim zdążę zrobić choć krok w jego kierunku, zatrzymuje mnie silny uścisk na ramieniu.
     - Daj temu chwilę, Thomas – szepcze James do mojego ucha, nie rozluźniając chwytu.
     - Patrzy na nią jak sęp na padlinę - syczę, lecz trochę się rozluźniam.
     - Wiem. Nie masz pojęcia jak bardzo chcę mu skopać dupę. – mówi, rzucając przeciągłe spojrzenie w stronę Alais –  Ale to nam w tej chwili nie pomoże.
     Niechętnie kiwam głową, przyznając mu rację, po czym przenoszę spojrzenie na sprawcę mojego gniewu.
     - Witaj, Sunny – mruczy, uśmiechając się jeszcze szerzej – Tęskniłaś za mną?
     Co, kurwa?
     Czarnowłosa schodzi wolnym krokiem po schodach, a na jej usta wypływa figlarny uśmiech.
     - Nie bardzo. – stwierdza, cmokając – Za to ty na pewno za mną tęskniłeś. Mam rację? – szczebiocze, a ja nie widzę już mojej Sydney. Zastąpiła ją wersja, której nie rozpoznaję. Wersja, która mnie przeraża.
     - Jak szaleniec – mruczy blondyn, przyciągając ją do siebie. Czarnowłosa oplata go ramionami w pasie, a ja z bólem serca obserwuję każdy jej ruch. Mężczyzna pochyla się w jej stronę, lecz zanim ich usta łączą się w pocałunku, szarooka odwraca głowę. Wargi Sebastiana muskają jej zarumieniony policzek, po czym chłopak szepcze jej coś do ucha. Nastolatka chichocze, obrzucając pomieszczenie szybkim spojrzeniem, po czym powraca wzrokiem do bladego oblicza blondyna.
     Lecz zanim to robi, nasze spojrzenia spotykają się na jedną, pełną grozy sekundę, która sprawia, że moje serce na chwilę przestaje bić.
     Bo choć na jej ustach błyszczy figlarny uśmieszek, jej dotąd pełne życia oczy, teraz wypełnia jedynie bezkresna pustka.
*** Sydney ***
     - Graj lepiej. – syczy Sebastian do mojego ucha, kiedy unikam pocałunku.
     Więc gram. Gram na jego życzenie, dokładanie tak jak mi zagra.
     Chichoczę, uśmiechając się szeroko, jakby właśnie opowiedział mi swój popisowy kawał. Blondyn przygryza lekko płatek mojego ucha, a ja obrzucam pomieszczenie szybkim spojrzeniem. Wszystkie twarze zwrócone są w moim kierunku, obserwując moje ruchy z mieszanką gniewu i niedowierzania. Ignoruję zgromadzonych, wtulając się w ramiona mężczyzny. Słyszę jak ktoś głośno wciąga powietrze przez nos i nie muszę zgadywać, żeby wiedzieć, że to Thomas. Zaciskam mocno powieki, rozluźniając uchwyt ramion wokół srebrnookiego.
     Muszę to zrobić, Thomasie. Proszę, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej.- błagam w myślach.
     Ktoś chrząka, dając mi idealny pretekst by wyrwać się z niechcianego uścisku. Spoglądam w stronę, z której dochodzi ten odgłos i zauważam Isabelle. Zapisuję sobie w pamięci, żeby podziękować jej za to, kiedy następnym razem ją zobaczę. O ile będzie jakiś następny raz.
     - Sydney, czy mogłabyś nam łaskawie wyjaśnić co tu się dzieje, na Anioła? – zdeterminowany głos brunetki dochodzi do moich uszu.
     Przedstawienie czas zacząć.
     - Zacznijmy może od tego, że Sydney to nie jest moje prawdziwe imię. Tak naprawdę nazywam się Samantha Rosalie Amanda Carstairs i jestem pewna, że już o mnie słyszeliście. – mruczę, nie odrywając spojrzenia od młodej Lightwood.
     - Nieźle – cichy szept Jace’a przecina powietrze, a ja w odpowiedzi wzruszam ramionami. Dawno zdążyłam do tego przywyknąć.
     - Wygląda jednak na to, że wiedzieli o tym wszyscy oprócz Ciebie i jakże cudownego  Jace’a.  Ukochany braciszek, rodzice, najlepsza przyjaciółka i nawet koleś, w którym zaczęłaś się zakochiwać. – drwię, kiwając głową w kierunku James’a – Oni wszyscy wiedzieli.
     Na policzki brunetki wstępują rumieńce, nie wiadomo czy spowodowane gniewem czy zażenowaniem. Jakież to urocze.
      - Czy to prawda?- pyta oskarżycielsko, zwracając się do brata, stojącego po jej lewej stronie. Brunet jednak rozpaczliwie unika jej spojrzenia – Cudownie -  prycha i zaciska wściekle szczękę.
     - Czego jeszcze nie wiemy?
     Tym razem to Jace przejmuje pałeczkę. Robi kilka kroków, podchodząc w moją stronę. Przeszywa mnie spojrzeniem miodowych oczu, lecz na mnie nie robi to żadnego wrażenia.
     - Kłamałam, mówiąc, że przysłało mnie tu Clave – mruczę zgodnie z prawdą -  Przyjechałam tu na własną rękę, żeby dowiedzieć się jak wiele wiecie o Valentine’ie i jego Odrodzonym Kręgu.- Niedopowiedzenie pali mnie w gradle. -  Okazało się, że nie wiecie nic.- dodaję z chytrym uśmieszkiem
     Blondyn przeczesuje dłonią swoje włosy, wpatrując się we mnie ze złością.
     - Więc kłamałaś ten cały czas? Oni też są częścią twojego planu? – warczy, wskazując dłonią na Thomas’a i James’a.
     Kręcę głową, spoglądając na wspomnianych nocnych łowców.
     -  Nie jestem żółtodziobem, Wayland. Działam na własną rękę. Oni nie mają do czynienia z Kręgiem. Mówiłam im, żeby za mną nie jechali. Nie chciałam ich tu. – syczę jadowicie.
     Czuję jak klatka piersiowa Sebastiana trzęsie się od powstrzymywanego śmiechu, kiedy otacza mnie ramionami w talii i choć z całej siły pragnę się odsunąć, nie robię tego.
     - Dobra dziewczynka. – szepcze do mojego ucha, chichocząc. Mam ochotę mocno przywalić mu w twarz. – Myślę, że wystarczy już tych wyjaśnień. Czas na nas. – dodaje głośniej, tak aby wszyscy go słyszeli.
     W Sali zalega cisza, którą przerywa bezduszny śmiech Jace’a.
     - Chyba nie sądzisz, że po tym wszystkim tak po prostu pozwolimy wam odejść. – mruczy, przekrzywiając głowę, kiedy jego dłoń sięga do miecza ukrytego na plecach. Wysuwa go i przez chwilę przygląda się błyszczącej klindze.
     Na usta Sebastiana wypływa kpiący uśmieszek.
     - Cóż… Tak się składa, że zbytnio nie macie wyboru – mówi, po czym odwraca się w stronę czarownicy – Alais. – wymawia płynnie jej imię. Kobieta posłusznie kiwa głową, po czym z pasją wypowiada zaklęcie w języku, którego żadne z nas nie zna. Temperatura w pomieszczeniu momentalnie spada o kilka stopni, a przed nami wyrasta lodowa armia. Jace cofa się o krok, w oszołomieniu przyglądając się lodowym figurom. Ciała kobiet błyszczą w świetle lamp, kiedy te stoją nieruchomo na środku biblioteki. Dziesiątki szklanych mieczy napełniają mnie przerażeniem.
     - Nie jesteśmy tu by walczyć. – kontynuuje Sebastian – Pozwólcie nam odejść, a my pozwolimy wam żyć.
     - Po moim trupie – warczy Thomas, wyciągając dwa serafickie ostrza z pokrowca. Zatacza nimi ósemkę w powietrzu, złowrogo wpatrując się w mroźne kreatury.
     - Tommy, nie – krzyczę, szamocząc się w uścisku Sebastiana. Mężczyzna jednak trzyma mnie mocno, nie pozwalając się ruszyć choćby na krok.
     - Sami tego chcieliście. – oznajmia Verlac, rzucając spojrzenie w stronę czarownicy. Kobieta stoi obok przed chwilą utworzonego portalu, który lśni śnieżną bielą. Jej blada dłoń wystrzeliwuje w powietrze, strzelając palcami. Jak na zawołanie lodowe stworzenia ożywają, rzucając się na nocnych łowców, rozpętując śnieżną rzeź.
     Wyrywam się z uścisku blondyna, kiedy ten ciągnie mnie w stronę magicznej bramy.
     - Nie tak się umawialiśmy – syczę, zapierając się mocno nogami.
     Srebrnooki wzdycha przeciągle, rzucając mi karcące spojrzenie.
     - Jeśli będziesz współpracować twojemu chłoptasiowi nic nie będzie. – mruczy mi do ucha. Ja jednak nie ruszam się z miejsca. – No dalej, Sunny, wiesz przecież, że nie mogę kłamać. Wyluzuj.
     Niechętnie kiwam głową.
     - Jeśli spadnie mu choćby włos z głowy, wykończę Cię.-syczę, podchodząc do portalu.
     - Już to gdzieś słyszałem. – mruczy, chwytając mnie za rękę – Twoja matka się ucieszy. Tęskniła za tobą.
     Prycham, rzucając okiem na walkę toczoną w drugiej części biblioteki. W mieszaninie ciał, śmigają mi ogniste włosy Clary, ale nie zwracam na nie uwagi. Odnajduję wzrokiem sylwetkę Thomasa, który szybkim ruchem, rozbija lodową kreaturę na dziesiątki śnieżnych odłamków. Nasze spojrzenia spotykają się na sekundę, lecz ja szybko odwracam wzrok. Jeśli teraz pozwolę sobie na chwilę słabości, nie będę w stanie zrobić tego co muszę zrobić.
     Robisz to dla niego, Sydney. Nie zapominaj o tym.
     Splatam palce z palcami Sebastiana, ściskając jego dłoń lekko.
     - Jestem gotowa – szepczę, zamykając oczy.
     Chwilę później znikamy w lodowatej powierzchni portalu.
Jej! Udało mi się skończyć ten rozdział!!! Nareszcie.
Mam nadzieję, że zakończenie tej księgi wam się podobało. Czeka nas jeszcze tylko króciutki epilog, a później zaczynam drugą księgę.
PS. Mam nadzieję, że nie chcecie mnie teraz zabić :/
Komentujcie, słoneczka!

-adeczka45

wtorek, 23 sierpnia 2016

LBA Lato 2016

Cześć, słoneczka!
Zgodnie z tytułem dzisiaj przychodzę ceo was z LBA!
Nominacje otrzymałam od cudownej Coco Deer oraz Demonicy Edomu (http://obywateleedomu.blogspot.com/). Bloga drugiej z wymienionych, jeszcze nie znalazłam,  ale chętnie się z nim zapoznam :)
Nie przedłużając, zapraszam do nominacji.
Demonica Edomu poprosiła o wymienienie swoich 5 ulubionych filmów stworzonych na podstawie książki.  Tak się składa,  że nie oglądam raczej filmów,  bardziej ciągnie mnie do seriali,  ale myślę że pięć uda mi się wymienić :)
1. Kosogłos. Cześć Druga.
Definitywnie mój ulubiony film. Żaden jeszcze bardziej mi się nie spodobał.  Moglabym go oglądać w kółko i w kółko XD. Uscinam ten temat,  bo znając mnie  jeszcze chwila i napisze tu esej na 4 000 słów.  Wspomnę tylko,  że ubóstwiam scenę pocałunku w tynelach oraz śmierć.... Musiałam właśnie usunąć ostatnie słowo,  bo za świeciła mi się lampka "Spoiler Alert" . Dla wtajemniczonych powiem, że chodzi mi o tą śmierć pod koniec.  Wiecie,  strzała,  łuk, te sprawy.
Pozostałe części też uwielbiam (szczególnie W Pierścieniu Ognia oraz Kosoglos Cześć Pierwsza), ale ta jest moja ulubiona.
2. Alicja w Krainie czarów oraz Alicja po drugiej stronie lustra.
Kocham oba filmy,  choć definitywnie bardziej podobał mi się sequel. Władca czasu był cudowny, scenriusz nieprzewidywalny, a dodatkowo OTP robi swoje :). Kocham Kapelusznika i Alicję tak bardzo, że aż boli. I tak płakałam, kiedy po raz kolejny musieli się rozstać, chociaż wiedziałam, że kiedyś to nastąpi XD. Ach, dodam jeszcze, że bardzo podobało mi się wyjaśnienie historii królowych. Liczę na 3 część, do której pewnie nigdy w życiu nie dojdzie, ale girl can dream, ok?
3. Zanim się pojawiłeś.
Hmmmm... Jak to skomentować... 
Jeśli nie czytaliście/oglądaliście tego filmu, cieplutko polecam i jednocześnie odradzam czytanie, reszty tego punktu, bo SPOILERY.
Może powiem dla tych co oglądali, że choć wiedziałam, że ta historia musi się tak skończyć, to jak głupia wierzyłam do ostatnich sekund, że Will stwierdzi "Wiecie co, żartowałem. Wcale nie jadę do Szwajcarii." Chociaż w sumie jak już tam był to i tak wierzyłam, że może zmieni zdanie. Ehhhh... Podsumowując, zaczęłam płakać przy scenie na plaży, ryczałam jak bóbr już chwilę później, a mój płacz wciąż trwał, kiedy zapłakana opuszczałam kino. Moje najlepsze przyjaciółki śmiały się ze mnie jak gupie, w sumie to ja też śmiałam się z siebie przez łzy. Ogarnęłam się (czyt. przestałam spazmatycznie szlochać ) chyba dopiero, kiedy spotkałyśmy naszego kolegę z klasy w pizzerii. 
I nie wyobrzymiam tu niczego, żeby nie było. Ten film rozłożył mnie na łopatki. Jeszcze nigdy się tak nie wzruszyłam.
4. Piąta Fala.
Uwielbiam książkę, film również, polecam całą trylogię każdemu. Film trochę odbiega od książki, co nie zmienia faktu, że jest supi <3 Zaczęłam czytać książkę zaraz po premierze ( bodajże w 2014), ale skończyłam ją dopiero w tym roku, w czasie wielkanocy. Przy drugim podejściu, czyli w tym roku, zakochałam się na zabój i pomimo faktu, że strasznie shippowałam Cassie z Benem, to ostatecznie ubóstwiam Evana. Pokochałam go jeszcze bardziej przy drugiej części. Niestety nie miałam okazji przeczytania 3, ale niedługo to nadrobię. Na koniec dodam, że co do filmu, scena w jeziorze poruszyła mnie do głębi XDDDD. Kocham i czekam na kontynuację filmu.
5. Charlie.
Nie wiem jak wy, ale ja po prostu nienawidzę polskiej nazwy tej książki/filmu. Egh. No bo, jak można z "The Perks of being a Wallflower" zrobić "Charlie"??? Mniejsza z tym.
Książeczki nie czytałam, ale film bardzo mi się podobał. Emma i Logan to świetne połączenie. Gorąco polecam <3

Teraz przejdę do nominacji od Coco Deer z opowiadania Malec-Szklany Pantofelek, które możecie znaleźć tu (http://historienadeser.blogspot.com/). Polecam <3
Coco Deer poprosiła nominowanych o wymienienie 10 ulubionych książek. Oto one:
1." Lady Midnight" C. Clare
     Nie będę się rozpisywać nad powodami dlaczego kocham tę książkę. Kocham Emmę, kocham Julesa, kocham miłość dwójki przyjaciół. Więcej dodawać nie muszę.
     PS. Scena z karą i drzewem mnie zabiła :''''''''''''''''''(
2. R. Yancey "Piąta Fala"
     Krótki opisik powyżej ;)
3. S. Collins "Igrzyska Śmierci" 
     Tu chyba nie muszę wyjaśniać dlaczego <3
4. J. Lynn"Zaczekaj na mnie" (plus cała ta seria) i seria " Lyx"
5. K.A. Tucker "10 płytkich oddechów" oraz " Dwa małe kłamstwa"
6. E. Giffin " Coś pożyczonego".
7. R. Donovan " Seria Oddechy" oraz " Co jeśli..." 
8. R.V. Dyken "Utrata", "Toxic" oraz "Wstyd"
9. Kiera Cass " Jedyna"
10. C. Hoover " November 9" oraz wszystkie inne książeczki tej wspaniałej autorki
Podsumowując, tak, kocham romansidła XD.
Rozdział dzisiaj lub jutro (miejmy nadzieję).
Kocham was, misie :*
Do następnego ;)


czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 25 - Księga I

     Kochani!
     Na wstępie chciałabym was bardzo przeprosić za opóźnienie. Nie wiem czemu, post z przeprosinami nie wstawił się, ale napisałam go kiedy jeszcze byłam w Turcji na wakacjach. W każdym razie, kiedy w końcu zabrałam się za pisanie okazało się, że wstępny szkic rozdziału zniknął - zwyczajnie nie został zapisany na bloggerze nad czym ubolewam, gdyż wystarczyło wprowadzić w nim kilka poprawek i byłby gotowy, a tak muszę zaczynać od początku. 
     Jednakże postanawiam nadrobić zaległości poświęcając najbliższe dni na dokończenie Księgi I i zaczęcie drugiej. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! Nie przedłużając zapraszam do czytania!
     Ps. Zastanawiałam się czy chcielibyście, bym na początku każdego rozdziału umieszczała datę, zgodną z biegiem naszej historii. Powiedzcie mi, że coś zrozumieliście z tego zdania XD.
     Kocham was, misie
     -adeczka45
----------------------------------------------------------------------------------
***Sydney***
     - Podsumowując mamy przewalone - mruczy James, przeczesując palcami swoje ciemne włosy.
     Kiwam lekko głową, wzdychając. Po raz kolejny nerwowym krokiem przechodzę przez pusty pokój nowojorskiego instytutu, gorączkowo starając się wymyślić sposób w jaki możemy wybrnąć z tej sytuacji. Chwilę temu skończyłam streszczać Tommy'iemu i Jay'owi moją rozmowę z Alec'iem.
     - Jesteś pewna, że twoja matka i spółka zdążyli go dorwać w tak krótkim czasie? - pyta Evans z nutką nadziei w głosie. 
     Zrezygnowana, kiwam tylko głową w odpowiedzi.
     - Musimy się stąd wynieść, prawda? - pyta smutno, choć i tak wszyscy znamy już odpowiedź.
     - Przykro mi, Jamie - szepczę, kładąc dłoń na jego ramieniu.
     Chłopak wzdycha cicho, zrzucając ją, po czym kręci głową.
     - To nie fair, Syd.- sapie - Dopiero co ją odzyskałem. Nie zamierzam ponownie jej stracić. Nie teraz, kiedy mam szansę również odzyskać Jocie. Jesteśmy tak blisko jej wybudzenia. Nie możemy teraz po prostu się poddać. - mówi, rzucając mi oskarżycielskie spojrzenie.
     Kulę się pod jego ciężarem.
     - Nie mamy wyboru, Jame... - mruczę cicho.
     - Pierdolenie- warczy brunet, wpatrując się we mnie - To ty nauczyłaś mnie, że zawsze mamy wybór, Sydney. Nie pamiętasz, już tych wszystkich nocy, kiedy powstrzymywałaś mnie przed zrobieniem czegoś strasznego? Twoja krew Cię nie definiuje, możesz wybrać swoją własną ścieżkę. To twoje słowa, Syd. Więc ja wybieram pozostanie tutaj i walkę o moją rodzinę. 
     - Jeśli Cię tu znajdą, zabiją Cię, Jay- szepczę ze strachem
     - A jeśli mnie tu nie będzie, myślisz, że za kogo się wezmą, huh? Przecież wiesz, że na pierwszy ogień pójdzie Clary, teraz, kiedy nie ma tu już Nathana.
     - Jak to go nie ma? - pytam zdziwiona
     - Byłaś tak zajęta sobą, że nie zauważyłaś, kiedy twój chłoptaś, wziął tyłek za pas i uciekł, gdzie pieprz rośnie. - ciągnie, a ja krzywię się lekko słysząc jego słowa - Cóż, dobrze dla niego. Z tego co wiem, zostawił Ci list, który pewnie byś znalazła, gdybyś choć raz pofatygowała się do jego pokoju wciągu ostatnich paru dni. - mamrocze- Tak czy inaczej nie zamierzam pozostawić Clary na łaskę Katherine i jej świty. Ona ją zabije... Gorzej, zamieni ją w jednego ze swojej armii mieszańców. A wszystko tylko po to, żeby zemścić się na Jocenlyn. I najlepsze jest to, że to wina twojego twojego tatuśka.
     - Eric jest również twoim ojcem- syczę jadowicie
     - Porzucił mnie, Sydney. On nic dla mnie nie znaczy.
     - To nieprawda, James. Znalazł Ci nowy dom, zaopiekował się tobą, kiedy nikt inny nie chciał tego zrobić. To coś innego niż porzucenie. Uratował Cię. Przed człowiekiem, którego, przez tyle lat miałeś za ojca.
     - Uratował mnie?! Zabrał mi całe moje życie, na litość boską! Rodzinę, wspomnienia, Ciebie. Wszystko co znałem i kochałem zniknęło bezpowrotnie. I to jego cholerna wina!
    - Wystarczy już tego. - rzuca gniewnie Thomas, wstając z łóżka - Kłótnie nie rozwiążą naszych problemów. Możesz z nami wyjechać jeśli tego chcesz. Jeśli nie, zostań. Musisz jednak wiedzieć, że zostając narażasz Sydney na niebezpieczeństwo. - mówi, otwierając mi drzwi - Wyruszamy o północy. - dodaje niebieskooki na koniec, zatrzaskując za nami drzwi.

***Clary***

     - Coś nowego u twojej mamy?- pyta Izzy, ostrożnie odkładając buteleczkę czerwonego lakieru do paznokci na blat biurka. Potrząsam głową, rzucając jej ponure spojrzenie.
     - Bez zmian. - odpowiadam smutno, ze skupieniem malując paznokcie u stóp na lawendowy odcień. Brunetka wzdycha cichutko, przyglądając się swojemu karminowemu arcydziełu.
    - Szkoda, że jednak nie jedziemy do Malibu. - rzuca od niechcenia, zerkając na mnie. - Więc... rozmawiałaś już z Jacem? - mruczy nastolatka. Rumienię się lekko, słysząc imię blondyna, co nie umyka uwadze mojej przyjaciółki. Isabelle otwiera szeroko oczy, uśmiechając się szeroko. - Powiedziałaś mu. - radosny pisk wyrywa się z jej gardła - Jak zareagował?
    Krzywię się nieznacznie, markotniejąc.
     - Powiedzmy, że nie zareagował tak jak tego oczekiwałam - mamroczę, przypominając sobie jego słowa, kiedy powiedziałam mu, że nie jesteśmy rodzeństwem. Wracam spojrzeniem do moich fioletowych paznokci i przez chwilę wpatruję się w nie tępo. - On nigdy mnie nie kochał - szepczę, czując, że niechciane łzy zaczynają napływać do moich oczu.
     - Och, Clary - mruczy Izzy, by po chwili zamknąć mnie w ciepłym uścisku. - Jace nie jest warty twoich łez. - mówi, unosząc do góry mój podbródek - W porządku? - pyta, uśmiechając się do mnie krzepiąco. Odwzajemniam gest, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu.
    Po chwili powracam do malowania paznokci, kiedy rozlega się pukanie do drzwi. Zanim zdążymy odpowiedzieć, otwierają się, a w progu staje Alec.
    - Mamy gości - rzuca, skanując pokój wzrokiem - Weźcie broń - dodaje, po czym z hukiem zamyka drzwi.
*** Sydney ***
     Czuję jak palce Thomasa po raz kolejny owijają wokół siebie pasma moich hebanowych włosów, odwracając moją uwagę od pożółkłych stron "Portretu Doriana Graya". Brunet chichocze, kiedy wzdycham zirytowana, przewracając kolejną kartkę. Tom wpatruje się we mnie przez chwilę, lecz ja nie przerywam czytania. Niespodziewanie przesuwa się po łóżku, aby po chwili przytulić się do mojego boku. Delikatny uśmiech rozkwita na moich ustach, kiedy z cichym pomrukiem wtula głowę w należące do mnie kruczoczarne kosmyki, niedbale rozrzucone niedbale po białej poduszce. 
     - Pojedźmy do Grecji. - proponuje w pewnym momencie. Uśmiecham się szerzej, posyłając mu zaintrygowane spojrzenie. - Moglibyśmy całymi dniami leżeć na plaży i wpatrywać się w błękitne morze. Skakalibyśmy z klifów i szukali żółwi wodnych. Tylko ty i ja, Syd. - mruczy, a w jego szafirowych błyszczą radosne ogniki. - Jeśli chcesz możemy zabrać też Chrisa. Moglibyście razem surfować jak za starych dobrych czasów. Co ty na to Syd?
     Uśmiecham się do niego, odwracając wzrok od książki.
     - Może Zakynthos? - szepczę, choć dobrze wiem, że nigdy się tam nie wybierzemy. Nie wypowiadam jednak tych słów, tak samo jak nie mówię o tym, że dziś jest prawdopodobnie ostatni raz kiedy mnie widzi. Nie mówię mu o tym, że zanim wybije północ będę już daleko stąd. Bez niego.
     Zamiast tego, obserwuję jak szeroki uśmiech wypływa na jego usta, kiedy słyszy moją odpowiedź. Powracam spojrzeniem do stron powieści Oscara Wilde'a, kiedy słyszymy pukanie do drzwi.
     W progu staje Isabelle poprawiając złoty bicz na nadgarstku, wypowiadając słowa, które sprawiają, że moje serce na moment zamiera.
     - Mam gości. 
     Już czas.
     Tom powoli zsuwa się z łóżka, poprawiając swoją koszulę. Odkładam książkę na szafkę nocną, lecz nie ruszam się ze swojej pozycji.
     Brunet spogląda na mnie pytająco.
     - Sydney?
     - Za chwilkę do was dołączę - tłumaczę, uśmiechając się do niego słodko.
    Słysząc moje słowa, niebieskooki  kiwa głową, po czym razem z brunetką opuszczają pomieszczenie. Biorę głęboki oddech, po czym zeskakuję z łóżka i podchodzę do mahoniowego biurka. Z jednej z jego szuflad wyciągam wieczne pióro, arkusz śnieżnobiałego papieru i kopertę do kompletu. Drżącą dłonią podnoszę pióro i przykładam jego stalówkę do kartki, kreśląc czarne kształty liter.
      Najdroższy Thomasie...
    Gorące łzy, spływają po moich policzkach, kiedy piszę kolejne słowa pożegnania. Litery układają się w słowa, słowa w zdania, zdania w akapity. Treść listu wydobywa się z głębi mojej duszy, zostawiając w niej bezdenną pustkę. Ciężkie łzy, rozmazują miejscami atrament, kiedy stykają się z papierem, ale nie mam teraz czasu, aby go przepisać. Kiedy kończę, składam list na trzy części, po czym wsuwam go do podłużnej koperty, na której wierzchu umieszczam imię mojego najlepszego przyjaciela. Zsuwam rodowy, objęty czarem elfów pierścień z palca, po czym układam go na białej kopercie. Dłońmi ścieram resztę łez z moich policzków, po czym przeczesuję moje włosy palcami.
    - W tym momencie są jaśniejsze niż moja przyszłość. - mruczę pod nosem, zarzucając moją skórzaną kurtkę na ramiona. Wyciągam z niej najróżniejsze rodzaje broni i złotą stellę, ukrytą w wewnętrznej kieszeni kurtki. Układam ją obok rodowego pierścienia wraz z moim pierwszym sztyletem. Z czułością gładzę srebrzyste ostrze, po raz ostatni uśmiecham się do mojego odbicia w lustrze i opuszczam pokój. Szybkim krokiem przemierzam ciągnące się w nieskończoność korytarze instytutu, idąc na spotkanie z moim najgorszym koszmarem. 
    - ...lepiej nam wyjaśnij dlaczego na Anioła tu jesteś? Dlaczego nie powinniśmy już dawno wezwać Clave? - zdenerwowany głos Tom'a dochodzi z otwartych drzwi biblioteki. Wyobrażam sobie jak zakłada na piersi ramiona, opierając się o ścianę, tak jak zawsze to robi w stresowych sytuacjach. 
     Uświadamiam sobie jak bardzo będę za nim tęsknić. Jak bardzo będę tęsknić za nimi wszystkimi. Za Clary, Jamesem, Melissą i Williamem.  Jak bardzo będę tęsknić za Arią i Aaronem.
     Jednak już za późno. Dokonałam wyboru.  Robię to dla nich. Dla jedynych osób, które znaczą dla mnie więcej niż ja sama. I z tego powodu, przekraczam próg sali, unosząc wojowniczo głowę.
     - Przyszedł po mnie. - mówię, a mój donośny głos rozchodzi się echem po pomieszczeniu.
     Wszystkie głowy, gwałtownie odwracają się w moją stronę, lecz w tym momencie zwracam uwagę tylko na jedną osobę w bibliotece. Platynowe kosmyki, opadają na jego bladą skórę, a srebrne oczy obrzucają moją sylwetkę zadowolonym spojrzeniem. Na jego wąskich ustach pojawia się szelmowski uśmieszek, który teraz napełnia mnie tylko obrzydzeniem. Nie miłością, tęsknotą czy przerażeniem. Jedynie obrzydzeniem.
     Nasze spojrzenia się spotykają, a moje serce zamiera.
     - Witaj, Sunny. - Jego niski głos dochodzi do mnie stłumiony, jakby wydobywał się spod powierzchni wody. - Tęskniłaś za mną?
---------------------------------------------------------------------------------------------
     Komentujcie, słoneczka !
   

     



     

środa, 25 maja 2016

Rozdział 24 - Księga I

     - Izzy już nawet spakowała walizki.- stłumiony głos Jace'a, dochodzi z kuchni, do której się właśnie kieruje się Samantha.
      Czyżby panna Lightwood i blondasek wyjeżdżali w daleką podróż?, pyta w myślach z nadzieją. Musi naprawdę ich nie znosić. Dziewczyna dociera do pomieszczenia i niezauważona wślizguje się do środka.
     -Nic nie poradzę na to, że zawsze marzyłam o wycieczce do Cali.- odpowiada Isabelle Lightwood rozmarzonym głosem.
     -Cali?-rzuca Sydney zaskoczona, zatrzymując się w połowie kroku - Jaka Cali?!
     Wszystkie twarze w pomieszczeniu odwracają się w jej stronę. Na większości z nich pojawia się zdumienie, wynikające z obecności czarnowłosej. Pewnie jeszcze nie wiedzieli, że się obudziła.
     - Thomas zaprosił nas do Malibu.- szczebiocze młoda Lightwood, przenosząc marzycielski wzrok w stronę bruneta.
     Syd wytrzeszcza oczy, słysząc jej odpowiedź. Rzuca oszołomione spojrzenie przyjacielowi, mocno starając się, żeby jej szczęka z hukiem nie uderzyła o posadzkę.
     - Przepraszam, ale... co zrobiłeś?!- pyta Samantha, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa.
     Thomas z trudem unika jej oskarżycielskiego spojrzenia.
     - Pomyślałem,- zaczyna cicho- że dobrze zrobiłyby Ci małe wakacje. No wiesz- dodaje, zataczając dłonią koło- z dala od tego wszystkiego.
     - Masz rację, Tom- rzuca szarooka przesadnie słodkim głosikiem- Przydałyby mi się wakacje. Mi, nie Nam- podkreśla
     Ból w oczach przyjaciela, który dostrzega,  po tym jak chłopak w końcu odwzajemnia jej spojrzenie, lekko ostudza jej zdenerwowanie. Nie powinna była go ranić.
    - Czy Alexander o tym wie?- pyta, uspokajając się lekko
     Isabelle patrzy na nią zdziwiona.
     - To mój brat. Oczywiście, że o tym wie.
      Samantha zaciska mocno powieki, starając się wymyślić jakieś wyjście z tej sytuacji. Potrząsa głową zrezygnowana, wiedząc, że już po niej.
     -Właśnie tak, kochanie.-szydzę - Już mi nie uciekniesz.
     - Niech Cię szlag, Thomas. - syczy czarnowłosa, przeczesując palcami ciemne kosmyki opadające na jej twarz.
     Chłopak spogląda na nią zdziwiony. Marszczy brwi, myśląc, że chyba musiał się przesłyszeć. Ona nigdy nie jest na niego zła.
     - Sydney...-zaczyna, wstając z krzesła
     - Skończ, Tom. Już wystarczająco dużo popsułeś.- warczy wściekła
     Brunet krzywi się lekko, odbierając jej słowa jak mentalny policzek.
     - Jesteś na mnie zła za to co się stało rano?- pyta Penhallow, podnosząc głos - Jeśli tak, to przepraszam, Sydney. Nie chciałem, żeby tak się stało.
     Sam marszczy brwi, spoglądając na niego wrogo.
     - Przepraszasz za to, że prawie mnie pocałowałeś, czy dlatego, że zaraz potem wyszedłeś?
     Po twarzach zgromadzonych w pomieszczeniu przebiega cień zdziwienia.
     - Za obydwa. - rzuca z powagą Nocny Łowca, splatając ramiona na piersi
     Szarooka śmieje się gorzko.
     - Nie ma co, Tom. - mruczy dziewczyna, uśmiechając się słodko - Jesteś naprawdę zajebisty.
     W napadzie gniewy zaciśnięta pięść młodego mężczyzny z hukiem spotyka się z powierzchnią dębowego stołu.
    - Na czym polega twój problem, Sydney? Bo zachowujesz się jak straszna suka. - syczy - Nie wzięłaś dzisiaj swoich tabletek, czy co?
     Słysząc ostatnie pytanie dziewczyna cofa się o krok. Bierze drżący oddech, kręcąc powoli głową.Oszołomiona, wpatruje się niedowierzająco w bruneta. Niebieskooki blednie, orientując się co właśnie powiedział, po czym robi niepewny krok w jej stronę.
     - Wcale tego nie powiedziałeś - szepcze, w momencie, gdy w jej oczach zaczynają zbierać się łzy. Czarnowłosa, potrząsa głową, cofając się jak najdalej od chłopaka
     - Sydney, ja...- zaczyna Nocny Łowca, z rozpaczą wpatrując się w szarooką.
     Dziewczyna robi jeszcze jeden krok w tył, po czym pędem wypada z pomieszczenia.
     Thomas rzuca się za nią w pogoń i za nim dziewczyna zdąży dobiec za róg, zamyka ją w swoich silnych ramionach. Nastolatka wali pięściami w jego umięśnioną klatkę piersiową, lecz młody mężczyzna ani na chwilę nie wypuszcza jej z uścisku.
    - Puść mnie, Tom - szepcze słabo, kiedy po jej policzkach zaczynają spływać gorące łzy.
    Chłopak jedynie, przyciąga ją jeszcze bliżej siebie.
     - Nie pozwolę Ci odejść, skarbie.- mruczy, całując ją w czoło.
    Z jej szarych oczy, strumieniami wypływają gorzkie łzy, które brunet rozpaczliwie zcałowywuje  z jej twarzy. Sydney po chwili wtula się mocno w jego ramiona, szlochając cicho.
    - Przepraszam, Syd- szepcze z bólem chłopak - Nie chciałem Cię zranić, skarbie. To ostatnie czego mógłbym pragnąć.
    Samantha kiwa tylko głową, uspokajając się nieco.
    - Alec wie. - mamrocze cichutko
    Nocny Łowca gwałtownie wciąga powietrze.
    - Wymyślimy coś, Sydney- mruczy, głaskając ją po głowie - Zawsze to robimy.
    Uśmiecham się z politowaniem, obserwując scenę rozgrywającą się w Nowojorskim Instytucie.
     - Nie tym razem, Thomasie. Nie tym razem.- szepczę pod nosem
     - Informator już przybył, Madame.- słyszę głos jednego z podwładnych, stojącego przy drzwiach do sali tronowej, w której właśnie się znajdujemy.
     - Wpuście go- rzucam oschle, nie odrywając wzroku od magicznego lustra, w którym jeszcze przed chwilą byłam w stanie dostrzec twarze Samanthy oraz Thomasa.
     W pomieszczeniu rozlega się huk otwieranych drzwi, po czym do środka wchodzą trzej mężczyźni. Odwracam się w stronę nowo przybyłych, witając ich oziębłym uśmiechem.
     Brunet, w asyście dwójki strażników, kłania się przed nami nisko.
     - Dziękujemy Ci za nieocenioną pomoc, Alexandrze.- odzywa się Sebastian Verlac, stojący po mojej prawicy.- Z pewnością nie zostanie Ci to zapomniane. Jak tylko odzyskamy Sunny, otrzymasz swoją nagrodę.
     - Zaszczytem było Państwu służyć, sir.- odpowiada młody Lightwood, kłaniając się nisko, po czym opuszcza pomieszczenie.
    Odprowadzam nastolatka wzrokiem, wpatrując się w przestrzeń.
    - Nareszcie, Katherine. - mówi Sebastian, odgarniając kruczoczarny kosmyk włosów z mojego ramienia - Możemy przystąpić do fazy pierwszej.- mruczy z ekscytacją
    Jeszcze przez chwilę skupiam się na odległym krańcu sali, po czym, spoglądam w czarne oczy blondyna.
    - Nadszedł czas by złożyć wizytę mojej córce.
******************************
Kochani!
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał i nie możecie się doczekać finału Księgi pierwszej tak samo jak ja <3.
A wierzcie, finał już blisko.
Następny rozdział pojawi się w niedzielę 5 czerwca ok. godziny 20!!!
Komentujcie, słoneczka :*
-adeczka45
     



niedziela, 22 maja 2016

LBA

Dziękuję za nominację Mani Mai :* Jesteś kochana <3
Mania prosiła o jedenaście faktów o sobie. Oto i one.


  1. Słowo fangirl idealnie opisuje moją osobę.
  2. Umieram słysząc Requiem for a Dream. Za każdym razem.
  3. Kocham ciepłe skarpetki.
  4. Lubię grać w planszówki.
  5. Moim ulubionym serialem jest The 100.
  6. Nie lubię sushi.
  7. Jestem perfekcjonistką.
  8. Kocham gotować, choć idzie mi to coraz gorzej.
  9. Mam obsesję na punkcie zakreślaczy.
  10. Kocham arbuza i mango.
  11. Ostatnio polubiłam herbatę z mlekiem O_O
Niestety rozdział pojawi się się dopiero w środę popołudniu.
Poproszę o 11 waszych ulubionych tytułów książek / seriali / filmów / piosenek, a także powodów dlaczego kochacie każdą z nich.
Proszę o powiadomienie mnie o wypełnieniu nominacji w komentarzach poniżej.

niedziela, 8 maja 2016

Rozdział 23 - Księga I

***Sydney***
     -Liczę do trzech, Alexandrze - rzucam z irytacją- Potem już nie będę taka miła.
     Brunet przykrywa swoją twarz poduszką, jęcząc w nią żałośnie.
     - Nigdzie się stąd nie ruszam. - burczy
     W odpowiedzi przewracam oczyma, szarpiąc brzeg jego kołdry. Chłopak jednak pociąga ją z powrotem w swoją stronę.
     - Raz. - liczę, tupiąc nogą z niecierpliwością - Dwa. - Znów próbuję odebrać niebieskookiemu przykrycie, lecz ten uparcie o nie walczy. - Trzy. Wstawaj, Alec. - mówię, opierając dłonie na biodrach. - Rusz ten leniwy tyłek.
     Całkowicie ignorując moją osobę, nocny łowca obraca się z boku na bok, wtulając twarz głębiej w poduszkę.
     - Sam tego chciałeś - warczę z irytacją, po czym wychodzę z pokoju
    Po chwili wracam z dzbankiem pełnym lodowatej wody. Z chytrym uśmiechem, zakradam się w kierunku młodego Lightwood'a.
    Ciecz z pluskiem ląduje na jego głowie, przemaczając do suchej nitki pościel oraz szary t-shirt, w który ubrany jest brunet.
     Jednak nawet ta metoda nie jest w stanie wyciągnąć go z łóżka.
     Zrezygnowana opadam na łózko, bezczynnie wpatrując się w sufit.
     -Dlaczego nie chcesz, żebym powiedział rodzicom?- pyta Alec po chwili milczenia.
     - A dlaczego ty nie chcesz się zwlec z łóżka? - odpowiadam pytaniem na pytanie
     - Nie należę do rannych ptaszków. - mruczy pod nosem - Twoja kolej.
     - Moja kolej? Na co? - Słodki uśmiech rozlewa się na moich ustach, kiedy zawzięcie mrugam rzęsami.
     - Nie udawaj głupiej, Sydney - mówi, podnosząc się do pozycji siedzącej - Odpowiedz na moje - dodaje, spoglądając w moje oczy.
     Przez chwilę toczymy walkę na spojrzenia, w której żadne z nas nie chce odpuścić.
     - Zawrzyjmy układ. - mruczę, wciąż nie przerywając kontaktu wzrokowego - Jeśli zwleczesz się z łóżka i przyłożysz do treningu odpowiem na jedno twoje pytanie.
     Słysząc moją ofertę, brunet parska śmiechem.
     - Jedno pytanie? To za mało. - odpowiada z przekąsem - Chcę pięciu.
     Teraz to ja nie potrafię powstrzymać się od parsknięcia.
     - Nie ma takiej opcji. Jedno pytanie.
     - Cztery. - licytuje się Alec
     - Jedno.
     - Cztery.
     - Dwa. Niech stracę. - mruczę z irytacją
     Chłopak jednak się nie poddaje.
     - Trzy.
     - Dwa.
     - Cztery.
     - Dwa.
     -Pięć.
     Patrzę na niebieskookiego z politowaniem.
     - Jedno. - rzucam tylko
     - Dobra, niech będą dwa! - burczy brunet z nadąsaniem, na co uśmiecham się z wyższością - Ale musisz udzielić jasnej i zgodnej z prawdą odpowiedzi.
     - Skoro muszę - narzekam, wznosząc oczy ku niebu - A teraz wstawaj. Na odpowiedzi przyjdzie czas po treningu.
     Brunet z beztroskim uśmiechem wyskakuje z łóżka i dłonią odgarnia ociekające wodą kosmyki, które cisną mu się do oczu.
     - Zacznijmy ten trening.
***
     - Zasada numer jeden - mój donośny głos rozchodzi się echem po sali - Zawsze. - mówię, podnosząc sztylet z podłogi. Biorę szybki zamach, celując. - Bądź. -kontynuuję, wypuszczając broń w stronę ściany wspinaczkowej, z której aktualnie korzysta Alec - Przygotowany.
     Z ust bruneta ucieka cichy okrzyk, kiedy w ostatniej chwili uchyla się przed szybującym nożem. Ostrze wbija się w drewnianą płytkę w odległości dwóch centymetrów od jego głowy.
    - Co to miało być, Syd? - pyta wściekle.
    Wzruszam ramionami.
    - Zasada numer jeden. - odpowiadam ze słodkim uśmiechem
    Alec schodzi kilka metrów w dół przy użyciu lin i haków, po czym zeskakuje na ziemię.
    - Nie podoba mi się ta zasada. - oświadcza stanowczo
    - Nie musi Ci się podobać. - tłumaczę - Liczy się tylko to, że masz za zadanie ją stosować. - dodaję, udając się w kierunku najtrudniejszej części ścianki. Teraz moja kolej na wspinaczkę. - 20 okrążeń - nakazuję
     Lightwood wydaje udręczony bieg, po czym rozpoczyna bieg wokół sali.
     Ściągam gumkę do włosów z nadgarstka, po czym związuję nią włosy w niedbałego kucyka, Pozwalam by kilka luźnych pasm, łagodnie okalało moją twarz, kiedy stawiam bosą stopę na wystającym kamieniu. W tej części nie występują liny ani haki. Jestem tu tylko ja i naga skała. Idealnie.
     W zamyśleniu umieszczam dłonie w wgłębieniach w wyższej partii ścianki, podrywając się w ten sposób z ziemi. Szybko pokonuję kolejne metry, aż docieram do końca nawisu skalnego.
     - Szybciej, Alec! - krzyczę, wdrapując się na czubek występu. Kucam, lekko balansując na krawędzi. 
     Chłopak przyspiesza, o włos nie potykając się o własne stopy. Jego głośne dyszenie świadczy o tym, że jest u kresu wytrzymałości. Czeka nas dużo pracy, myślę, obserwując jak staje w miejscu , ukończywszy 20 okrążenie. W wycieńczeniu brunet opiera dłonie na kolanach, zginając się w pół.
     - Co teraz?- sapie cicho, szukając mnie wzrokiem - Syd?
     - Tu jestem. - rzucam, przyciągając jego uwagę.
     Alec w przerażeniu wytrzeszcza oczy, kiedy w końcu mnie zauważa.
     - Zabijesz się, Sydney - mówi zszokowany - Złaź  stamtąd.
     Uśmiecham się beztrosko słysząc jego słowa.
     - Nic mi nie będzie, Al.
     - Proszę, zejdź na dół, Syd - błaga. W jego oczach dostrzegam czystą udrękę.
     Przewracam oczami. Rozglądam się po sali, szukając jakiego ekscytującego sposobu zejścia ze ścianki. Trochę niżej, w odległości około pięciu metrów, znajduje się zawieszona pod sufitem, obręcz gimnastyczna. Uśmiecham się pod nosem, kiedy wzrok Alec'a podąża za moim, sprawiając, że na twarzy bruneta pojawia się panika. Krew odpływa z policzków nocnego łowcy, domyślając się co zamierzam zrobić.
     - Sydney, nawet nie... - urywa, kiedy mocno odpycham się od skalnego nawisu. Lecę, wyciągając ramiona przed siebie, by za chwilę mocno złapać się metalowego okręgu. Dłońmi chwytam się dolnej części, wykonując dwa obroty w powietrzu, Ponowne znalezienie się na ziemi, kosztuje mnie już tylko podwójne salto w tył. - ...próbuj. - kończy chłopak, kiedy, ląduję na ziemi, w niskim przysiadzie.
     Adrenalina krąży w moich żyłach, wywołując ogromny śmiech na moich usta. Wolnym krokiem podchodzę do Alec'a, który wpatruje się we mnie z oszołomieniem.
    - Urwałaś się z cyrku, czy co? - pyta po chwili milczenia
    Parskam śmiechem, posyłając mu sójkę w bok, przez co chłopak odwzajemnia mój uśmiech.
    - Czy to twoje pierwsze pytanie?
    - Nie. Moje pierwsze pytanie pozostaje bez zmian.
    Słysząc jego odpowiedź, spuszczam wzrok.
    - Alec... - zaczynam cicho, lecz nie dane jest mi skończyć.
    - Po prostu odpowiedz, Syd. - mruczy pod nosem
    Wzdycham cicho przeczesując włosy palcami. Bezmyślnie wpatruję się w podłogę, unikając w ten sposób wzroku czarnowłosego.
    - Proszę, Sydney.- dodaje cicho
    Głęboki smutek w jego głosie, sprawia, że po chwili ciszy spoglądam mu w oczy. W jego spojrzeniu dostrzegam ból, przygnębienie i niepewność. I w tej jednej, krótkiej chwili chcę zrobić coś coś czego nigdy nie chciałam zrobić w stosunku do nieznajomej mi osoby. Chcę go przytulić, pozwolić mu oprzeć głowę na moim ramieniu, wtulić twarz w moją szyję.
     - Chcę wiedzieć.
    Biorę głęboki oddech, odgradzając się od niechcianych myśli i uczuć. Są teraz naprawdę ostanią rzeczą jakiej potrzebuję.
     - Nie masz pojęcia, co robi twój ojciec w Idrysie, prawda?- zaczynam delikatnie.
     - Wiemy to co nam mówi: pracuje nad tajnym projektem dla Clave.
     Słysząc te słowa, parskam mrocznym śmiechem.
     - Jego badania może i są tajne, ale na pewno nie zlecone przez Clave. - mówię z powątpieniem - Pracują nad czystością krwi Nocnych Łowców. - dodaję cicho
     - Oni? - pyta brunet dociekliwie
     - Zjednoczony krąg. - odpowiadam po chwili wahania
     - Co?! - Chłopak wytrzeszcza oczy. - Krąg się zjednoczył? - kontynuuje szeptem.
     W odpowiedzi kiwam głową.
     - Czy Rada o tym wie?
     Patrzę na niego z politowaniem.
     - Myślisz, że gdyby o tym wiedzieli, twój ojciec wciąż by żył?
     Brunet puszcza moje pytanie mimo uszu.
     - Mówiłaś, że badają naszą czystość krwi. Co masz przez to na myśli?
     - Próbują stworzyć perfekcyjnych nocnych łowców. Testują mieszanie krwi, eksperymentują na już istniejących mieszańcach.  Ich celem jest wytępienie tych niedoskonałych i zastąpienie ich ulepszonymi wersjami.
     - Chcą stworzyć perfekcyjny gatunek.- szepcze oszołomiony Alec - W ich mniemaniu jestem wadliwym egzemplarzem, huh? - pyta z gorzkim uśmiechem
     - Nie chcesz przedłużyć linii czystej krwi. - mówię cicho - Uważają, że to wada, której nie można zaakceptować.
     - Moja matka też w tym siedzi? -W jego głosie ból miesza się z wściekłością i rozgoryczeniem.
     - Wie o ich działalności.
     - Nie mogę w to uwierzyć. -warczy po chwili - Nie wierzę, że wie o tym i nic z tym nie robi. Po prostu nie wierzę! - Jego dłonie zaciskają się w pięści, ukazując poziom jego gniewu. Odwraca się na pięcie, po czym rusza w kierunku worka treningowego, pragnąc wyładować na nim swą złość.
     Zanim jednak dociera do urządzenia, zatrzymuje się wpół kroku.
     - Ty wiedziałaś. - rzuca lodowatym tonem
     Odwraca się ponownie w moją stronę, a ja mogę dostrzec furię w jego oczach.
     - Jak długo o tym wiesz, Sydney?! Jak długo?! - krzyczy wzburzony
     Milczę, unikając jego spojrzenia. Chłopak rusza do mnie szybkim krokiem.
     - Kto jeszcze o tym wie?!
     - Członkowie kręgu - ci nowi i starzy; - mówię, głośno przełykając slinę - James, Thomas i... - urywam w połowie zdania
     - I kto?! Kto do cholery, na to pozwala?! - Podszyty furią głos nocnego łowcy, sprawia, że przerażona odpowiadam na pytanie.
     - Inkwizytor. - wypalam cicho
     - No to są chyba jakieś jaja. - rzuca Alec, wplatając palce we włosy - Nie sądziłem, że Inkwizytor może być aż takim tchórzem.
     Słysząc sposób w jaki mówi o mężczyźnie, mocno zaciskam szczęki. Nikt, ale to nikt nie będzie go nazywał tchórzem.
     - Jeśli jeszcze raz - warczę wściekle, podchodząc w stronę bruneta -  nazwiesz mojego ojca tchórzem, to przysięgam, żę...
     - Twojego ojca? - wyłapuje brunet, otwierając oczy w szoku.
     Zastygam w bezruchu orientując się co właśnie powiedziałam. Blednę, uważnie obserwując zachowanie niebieskookiego.
     Chłopak parska mrocznym śmiechem, od którego przechodzi mnie zimny dreszcz.
     - Nie wierzę, że wcześniej tego nie zauważyłem.- mówi szorstko - W końcu jesteś taka perfekcyjna!!!- krzyczy, akcentując ostatnie słowo. - To stąd wiesz o tym wszystkim, co? Pozwalasz kręgowi wzorować się na sobie?!
     Słysząc jego słowa, milczę wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
     - Alec, ja...
     - Skończ.- syczy- Jesteś nie lepsza niż moi rodzice.- Jego głos ocieka czystą nieposkromioną nienawiścią.
     Chłopak, rusza w stronę wyjścia z pomieszczenia, szturchając mnie po drodze barkiem. Odwracam się, patrząc jak oddala się ode mnie. Odchodząc, Alec przystaje w progu, spoglądając na mnie przez ramię.
     - Życzę miłego dnia, Samantho. - rzuca z pogardą, wychodząc z sali.
--------------------------------------------------------------------
Hej, słoneczka!
Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Dzisiaj dużo Salec'a ( tak specjalnie dla ciebie Wera :*), ale przynajmniej coś się dzieje xD.
Nowy rozdział prawdopodobnie 22 maja.
Komentujcie, proszę !!!
Całusy, 
-adeczka45

piątek, 6 maja 2016

LBA

Bardzo dziękuję Mani Mai z http://ukrytetajemnice.blogspot.com/  oraz A. Fairchild - Herondale z http://all-the-legends-are-true.blogspot.com/ za nominacje :*

Oto 22 fakty o mnie:
  1. Moim ulubionym owocem jest mango.  Herbaty z mango, sorbety z mango, mango suszone, mango mrożone, żelki o smaku mango, napoje o smaku mango, czekolada z kawałkami mango, mango z malinami, ciastka z mango - kocham wszystko co zawiera w sobie mango ( chyba, że jest zrobione z mięsa xD). Kiedy widzę na opakowaniu mango, od razu to kupuję produkt ( choć czasami po zakupie, okazuje się, że to jednak byłą morela XD).
  2. Nie umiem tańczyć. Jest to chyba jedyna aktywność związana ze sztuką, w której jestem naprawdę beznadziejna. Chociaż Just Dance jest moim nałogiem <3.
  3. Kocham seriale. Moje ulubione to The Stitchers i The 100. Bellarke jest moim życiem <3
  4. W przyszłości chcę zostać lekarzem. Marzy mi się onkologia albo neurochirurgia.
  5. Jestem strasznym dzieckiem. Serio.
  6. Kocham pisać ołówkiem. Miękkim lub automatycznym.
  7. Lubię pisać listy. Ołówkiem.
  8. Uwielbiam gotować i testować nowe przepisy znalezione na Instagramie i YT. Choć najbardziej w procesie gotowania kocham JEDZENIE <3.
  9. Źle wyglądam w okularach przeciwsłonecznych. Każdych.
  10. Jestem jedną z tych grzecznych dziewczynek. A tak przynajmniej twierdzą 5SOS w Good Girls <3.
  11. Nie lubię zwierząt. Choć może bardziej się ich boję?
  12. Wbrew punktu nr 10 chcę kupić sobie żółwia. I nazwę go Cameron.
  13. Uwielbiam imię Cameron. Czyż to nie piękne imię?
  14. Za dużo myślę.  Naprawdę.
  15. Kiedy piszę rozdziały, najpierw układam dialogi po angielsku, a potem tłumaczę je na polski. Co czasem jest niewykonalne XD. Kocham was, idiomy <3.
  16. Jestem weganką od.... tygodnia xD. Od dłuższego czasu byłam wegetarianką, dążącą w stronę weganizmu. I miejmy nadzieję, że weganką już pozostanę do końca moich dni.
  17. Mam na drugie imię Diana. Urodziłam się by być królową.
  18. W podstawówce chodziłam do klasy sportowej. A w sporcie jestem naprawdę beznadziejna. Uwierzcie mi na słowo.
  19. Moje oczy są szaro - niebieskie. Dostosowują się do koloru mojego ubrania XD.
  20. Jestem straszną panikarą. Co bardzo utrudnia mi życie.
  21. Mam 1,68 m wzrostu, a rozmiar mojej stopy wacha się od 39 do 40.5. Nie wiem po co o tym wam mówię XD.
  22. Zamierzam napisać jeszcze 3 księgi na tym blogu. Dwie o Sydney, trzecia będzie niespodzianką. O ile będziecie jej chcieli :*

Jeszcze raz bardzo dziękuję za nominacje <3.
Nominuję:
Werę i Alę z http://bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com/
A. Fairchild - Herondale z http://all-the-legends-are-true.blogspot.com/( tak, wiem łamię zasady)
Manię Maię z http://ukrytetajemnice.blogspot.com/ ( ponownie je łamię XD)
Lady Herondale z https://milosc-po-prostu-jest.blogspot.com/
Elenę Herondale z http://opowiesc-eleny.blogspot.com/
Charlotte Dowell z http://dwatygodniee.blogspot.com/
Paulinę patrycję z http://the-mortal-instruments-another-story.blogspot.com/
Rosedriah z http://dary-aniola-fanfiction.blogspot.com/
Coco Deer z http://malecszklanypantofelek.blogspot.com/
Nyks de La Rose z http://the-infernal-devices-ff.blogspot.com/

Waszym zadaniem jest wymienienie 11 najważniejszych rzeczy, które chcecie zrobić przed śmiercią.
Proszę, o poinformowanie mnie o wypełnionej nominacji :).
Powodzenia, Nocni Łowcy!
-adeczka45




niedziela, 24 kwietnia 2016

Rozdział 22 Część 2-Księga 1

OGŁOSZENIA PARAFIALNE
Mam dla was dwie ważne wiadomości:
     Po pierwsze: Z przyjemnością chciałabym ogłosić, że do blog ma nowego współtwórcę!!! Julia będzie zajmować się wcielać w postać Clary, fragment jej pracy pojawia się w jej dzisiejszym rozdziale. Mam nadzieję, że powitacie ją radością, a także, że spodoba się wam jej styl pisania i historia, którą zamierza wam opowiedzieć.
     Po drugie: Przepraszam was, misie za tak długą nieobecność, ale w ciągu kilku ostatnich tygodni naprawdę dużo się u mnie działo. Musiałam poukładać kilka spraw, kilka wciąż czeka na ich rozwiązanie. Z tego powodu musiałam odpuścić sobie trochę bloga, za co was bardzo przepraszam. Zniknęłam również ze strefy czytelniczej. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Od dnia dzisiejszego postanawiam jednak powrócić na bloggera. A co za tym idzie:
  • Od dzisiaj rozdziały będą się pojawiać REGULARNIE, czyli co DWA tygodnie, w NIEDZIELE o godzinie 20:00. 
  • Jeśli czas mi na to pozwoli, nie wykluczam, faktu, że rozdziały mogą się pojawiać wcześniej. 
  • O każdej zmianie w terminie wstawienia rozdziału będę was informować na bieżąco, pod rozdziałem lub w specjalnie przeznaczonej do tego przestrzeni na blogu.
  • Jeśli chcecie być informowani o wstawieniu nowego rozdziału na bieżąco, proszę o podanie adresu e-mail lub innej formy kontaktu w komentarzu pod tym postem!
Nie przedłużając, zapraszam do czytania :*
-adeczka45

***Clary***

     Chłodne wieczorne powietrze, wypełnia szklarnię, wpadając do pomieszczenia przez otwarte drzwi.
     Wiosna w tym roku nie należy do najcieplejszych, myślę, z całej siły starając się odgonić myśl, która kołata się w mojej głowie od paru dobrych dni.
     Muszę porozmawiać z Jace'm. Muszę z nim porozmawiać. Muszę, muszę, muszę.
     Nieważne jak bardzo boję się tej rozmowy, jego reakcji. Musi poznać prawdę. Wystarczająco długo żyliśmy w kłamstwie, raniąc siebie nawzajem. 
     Wzdycham cicho i ruszam korytarzami Instytutu Pomimo faktu, że moje dłonie drżą, a serce wali w mojej piersi, nieugięcie kieruję się w stronę pokoju Jace'a. Staję, przed wejściem, moja dłoń zawisa w powietrzu. Toczę wewnętrzną walkę z samą sobą. Zdenerwowanie wygrywa to starcie, lecz dokładnie w momencie, kiedy mam się wycofać, drzwi otwierają się z cichym skrzypnięciem. W progu stoi Jace. Zastygam w miejscu, wpatrując się w niego z konsternacją.
     - Clary? - pyta cicho. Po jego zazwyczaj niewzruszonej twarzy przebiega cień smutku i zaskoczenia.  - Co tu robisz? - dodaje po chwili, wpatrując się we mnie wyczekująco.
     Przełykam ciężko ślinę i przymykam na chwilę oczy, nie wiedząc od czego zacząć. 
     -Musimy porozmawiać, Jace - szepczę cicho,  ponownie spoglądając w jego oczy. 
     W odpowiedzi chłopak wycofuje się tylko w głąb pokoju, robiąc mi miejsce w drzwiach. Zdenerwowana wchodzę do jego pokoju, nerwowo bawiąc się palcami. Jace wskazuje dłonią łóżko, sugerując, żebym na nim usiadła.  On za to opiera się o ścianę na przeciwko mnie, czekając na wyjaśnienia. 
     - Pamiętasz moment, kiedy dowiedzieliśmy się, że jesteśmy rodzeństwem? - zaczynam niepewnie, przerywając nieznośną chwilę ciszy.
     Ryzykuję, szybki rzut okiem w jego stronę. Jego twarz stężała, przybierając wyraz lekkiej irytacji.
     Od razu żałuję, że na niego spojrzałam
     - Dlaczego poruszasz akurat ten temat? - pyta Jace.
     W jego głosie wychwytuję nutkę rozgoryczenia. Spuszczam wzrok, nie mogąc dłużej patrzeć w jego smutne oczy. 
     - To było kłamstwo - szepczę cicho. Mój głos drży, zdradzając stopień mojego zdenerwowania
     - Clary... - wzdycha Jace, przeczesując włosy dłonią. - Skąd możesz to wiedzieć?
     W jego słowach ból, zlewa się z udręką i bezgraniczną tęsknotą, którą mogę odczytać teraz z jego twarzy.
     - Sydney wszystko mi wyjaśniła. Nie jesteśmy rodzeństwem... Nigdy nie byliśmy....
     - Przestań - warczy,przerywając moją wypowiedź. Przenosi spojrzenie swoich złotych oczu, rozpaczliwie wpatrując się w świat za oknem.
     - C-czemu miałabym? - pytam, podnosząc się z łóżka
     - Clary, uzgodniliśmy coś- mruczy zirytowany, wracając spojrzeniem do moich oczu- Uzgodniliśmy, że zapomnimy o sobie. O tym co się wydarzyło.- złość w jego głosie, sprawia, że do moich oczu napływają niechciane łzy.- Nie możemy być razem. Pogódź się z tym, Clary- mówi, odsuwając się ode mnie - Ja zrobiłem to już dawno.-dodaje szeptem
      - Jace...-zaczynam
      -Nie- przerywa mi- Po prostu stąd wyjdź.
     -Myślałam, że mnie kochasz... - mówię bezsilnie, kiedy gorące łzy spływają po moich policzkach
     W jego oczach nie zauważam ani krzty ciepła.
     - Nie-odpowiada, kręcąc głową - Nie kocham Cię. Przestań być taka naiwna-dodaje, trafiając prosto w moje serce.
     Cofam się o krok, pod wpływem niewidzialnego uderzenia, które posłał w moją stronę. Drżę, kiedy wypadam przez drzwi, z całej siły powstrzymując się, żeby zatrzymać głośny szloch, kiełkujący w mojej piersi
     -Zapomnij o mnie tak jak ja zapomniałem o tobie.- słyszę jeszcze, zanim drzwi zamykają się z hukiem, a łzy, całkowicie przesłaniają mi pole widzenia.
***
     Tej nocy nie spałam. Siedziałam na łóżku, wpatrując się w ciemność i wsłuchując się w dźwięk mojego spokojnego oddechu.
     Siedziałam, nie uroniwszy ani jednej łzy.
***
Następnego ranka...
***Sydney***
     Z cichym jękiem rozchylam ciężkie powieki. Siadam na łóżku, przecierając wierzchem dłoni zaspane oczy. Rozglądam się po moim pokoju, starając się określić jak długo byłam nieprzytomna. Krzywię się lekko, kiedy uświadamiam sobie, że właśnie nazwałam pokój w nowojorskim instytucie MOIM pokojem. Uleczenie James'a chyba nieźle namieszało mi w głowie.
     Na łóżku po mojej prawej stronie śpi Tom. Jego równomierny oddech unosi delikatnie pasma moich włosów. Unoszę dłoń, po czym gładzę palcami jego policzek, który pokrywa kilkudniowy zarost. Ciemne cienie pod oczami świadczą o tym, że jest naprawdę wycieńczony. Prawdopodobnie spędził kilka poprzednich nocy czekając aż się obudzę.
     Uśmiecham się lekko, a następnie powoli zwlekam się z łóżka. Mój ciało wciąż jest bardzo obolałe, nie umiem, więc powstrzymać cichego sapnięcia, kiedy już stoję na własnych nogach. Ktoś mnie umył i przebrał, pozbywając się w ten sposób krwi James'a z mojej skóry. Zaciskam mocno powieki, zastanawiając się jak Jay się czuje. Do tej pory powinien już się ocknąć.
     Wchodzę do łazienki, gdzie biorę ciepły prysznic. Woda spłukuje ze mnie częściowe zmęczenie, kojąc moje nerwy. Po kąpieli zakładam na siebie jeden z t-shirtów Tommiego i  wycieram mokre włosy ręcznikiem. Spoglądam na siebie w lustrze. Cienie pod oczami wyraźnie odznaczają się na tle mojej bladej skóry. Wzdycham cicho, zaplatając wilgotne kosmyki w luźny warkocz, po czym opuszczam łazienkę, z trzaskiem zamykając drzwi.
     - Syd?- zaspany głos Tom'a, dochodzi do moich uszu
     - Przepraszam.- odpowiadam z poczuciem winy
     - Sydney...- szepcze chłopak zrywając się z łóżka, wpatrując się we mnie z niedowierzaniem.
     Ma na sobie czarne jeansy, w których zasnął poprzedniego wieczoru, jego szara koszulka leży zmięta w nogach łóżka.
     - Nie chciałam Cię obudzić-kontynuuję, przepraszająco- Wiem, że jesteś zmęczony, ale ja naprawdę...
     Urywam w momencie, kiedy brunet rzuca się przez pokój. Z pędem porywa mnie w silny uścisk, niechcący przewracając nas na ziemię. Thomas wtula twarz w zagłębienie mojej szyi, tuląc mnie do siebie. Cichy śmiech wydobywa się z moich ust, kiedy oplatam go rękoma w pasie.
     - Syd...- szepcze Tommy, unosząc lekko głowę
     Nasze oczy się spotykają, kiedy unoszę dłoń, żeby pogładzić jego szorstki policzek. Jego wzrok wyraża ulgę i tęsknotę, jednocześnie mieszające się z udręką. Zamieram, od intensywności tego spojrzenia, kręci mi się w głowie. Nasze twarze dzielą  milimetry, a ja wstrzymuję oddech w oczekiwaniu.
     Tom opiera czoło o moje czoło, z sykiem wciągam powietrze. Oddychamy tym samym, gorącym powietrzem. Przenoszę dłoń na jego kark, przyciągając go lekko do siebie. Palce bruneta głaskają moją szczękę, jego ciężki oddech, wypełnia pełną napięcia ciszę. Przez moje ciało przechodzi dreszcz, kiedy jego suche wargi delikatnie muskają moje usta. Wplatam palce w jego włosy, kiedy drzwi otwierają się z lekkim trzaśnięciem.
     -Przyniosłam Ci trochę ka... O Boże.
     Thomas gwałtownie odrywa się ode mnie, podnosząc się z podłogi. Wypuszczam głośno powietrze, po czym siadam na posadzce. Przenoszę roztargnione spojrzenie na Clary, której policzki przybierają rumianą barwę. Thomas wyciąga z torby czysty t-shirt i zakłada go na siebie, zasłaniając w ten sposób nagą pierś. przed ciekawskim spojrzeniem rudowłosej.
     - Przepraszam, że wtargnęłam bez zapowiedzi- mówi Clay z zakłopotaniem przenosząc spojrzenie z Tom'a na mnie i z powrotem- Po prostu pomyślałam, że przydałaby Ci się kawa...Nie wiedziałam, że...- plecie trzy po trzy, wskazując na mnie ręką, po czym kręci zażenowana głową- W każdym bądź razie- dodaje, odzyskując trochę pewności siebie - Razem z James'em robimy śniadanie, więc jeśli macie ochotę...
     -Pomogę wam- przerywa jej Thomas, wsuwając stopy w japonki stojące przy łóżku
     Spoglądam na niego lekko zaskoczona, jak i zawiedziona. Chłopak jednak unika mojego spojrzenia, po czym z prędkością światła wychodzi z pokoju, ciągnąc za sobą protestującą Fray.              Drzwi zamykają się z hukiem, a ja zostaję sama ze sobą. Powoli podnoszę się z podłogi, ukrywając twarz w dłoniach Kręcę głową, kiedy z cichym jękiem rzucam się na łóżko. Wtulam twarz w poduszkę, a w mojej głowie kołacze tylko jedna myśl.
Co tu się właśnie wydarzyło?
***


piątek, 22 stycznia 2016

Rozdział 22 Część 1- Księga I

***Thomas***
Równomierny oddech czarnowłosej to jedyna rzecz na jakiej skupiałem się w ciągu ostatnich trzech dni. Będzie nieprzytomna jeszcze przez co najmniej dwa dni. Dzisiaj jej skóra nabrała trochę więcej koloru, lecz jej ciało wciąż jest straszliwie wyziębione. 
Okryłem ją szczelniej kołdrą, po czym odgarnąłem hebanowy kosmyk, który opadł na jej twarz. Pogładziłem jej chłodny policzek, myśląc o tym, jak bardzo pragnę, żeby już teraz otworzyła swoje piękne oczy i obdarzyła mnie tym uroczym zaspanym spojrzeniem.
Mruknąłem cicho zirytowany, kiedy po raz tysięczny w przeciągu trzech dni słyszę pukanie do drzwi.
Złożyłem lekki pocałunek na czole czarnowłosej, po czym zwlokłem się z łóżka.
Zastanawiałem  się kogo ujrzę pod drzwiami tym razem. W ciągu ostatnich trzech dni była tu istna pielgrzymka. Lightwood, bodajże Alexander, James, który zdążył się już obudzić i ledwo trzymał się na nogach. Wpadł też Nathan, któremu lekko mówiąc kazałem iść do diabła. O dziwo, Magnus okazał się być całkiem pomocny, mówiąc wszystkim, żeby dali nam wreszcie spokój. Trochę pomogło.
Otworzyłem drzwi mocnym szarpnięciem, wpuszczając do pokoju falę zimnego powietrza.
- Wyglądasz fatalnie, Tom- spuściłem niżej wzrok, żeby spojrzeć w oczy młodej Morgenstern.
- Nie sposób się nie zgodzić- odpowiedziałem, uśmiechając się krzywo.
W ciągu tych trzech dni, to Clary była jedyną osobą z którą rozmawiałem. Może dlatego, że nie zadawała zbędnych pytań. A może dlatego, że zawsze przynosiła mi kawę i coś do jedzenia.
Wpuściłem dziewczynę do środka. Zielonooka zajęła miejsce na fotelu, stojącym obok łóżka, po czym podała mi kawę i bajgla z sałatą i serem.
Naprawdę zdążyłem polubić tego małego rudzielca.
Przysiadłem na łóżku obok Sydney, chwytając w dłoń gorący kubek.
- Lepiej z nią?- spytała cicho Fray
Westchnąłem, przeczesując włosy palcami.
- Troszeczkę.-odpowiedziałem, gładząc blady policzek czarnowłosej
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, pijąc swoją zieloną herbatę.
-Widać to, wiesz?-głos nastolatki wyrywał mnie z zamyślenia.
-Co?-spytałem lekko zaskoczony, odwracając się w stronę Clary
Uśmiech rudowłosej poszerzył się nieznacznie.
-Kochasz ją.-stwierdziła, po czym bierze łyk gorącego napoju- A ona kocha Ciebie.
Złożyłem usta w smutnym uśmiechu,
- W końcu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
Clary zmrużyła swoje zielone oczy, ukazując w ten sposób swoje podirytowanie.
-Wiesz o czym mówię, Tom. Kochasz ją w ten sposób.
W pokoju zaległa cisza. Napiłem się kawy, wpatrując się w spokojną twarz Sydney. Jej klatka piersiowa unosiła się lekko w rytm jej cichego oddechu.
- A jakie to ma znaczenie?- mruknąłem pod nosem- Jestem dla niej jak brat. Na Anioła, czyż to nie jest zabawne? Ja i James. Jesteśmy w niej cholernie zakochani, lecz ona traktuje nas jak braci. Jedyną osobą, która naprawdę cieszy się z tego miana jest chyba Chris.
-Chris?- spytała dziewczyna zaciekawiona
-Christopher to kuzyn Sydney. Jest od niej starszy o dwa lata. Ojciec Syd adoptował go, kiedy jego rodzice zginęli. Chris miał wtedy 5 lat. Eric za bardzo kochał siostrzeńca, żeby wysłać go do Akademii, więc zabrał go z twoim bratem i Sydney do Australii.
-Nie rozumiem.- szepnęła zagubiona dziewczyna- Co robił tam Johnatan? Sydney mówiła mi, że nasi rodzice byli blisko,ale...
- Powiedziała Ci o tym?-spytałem lekko zaskoczony. Czarnowłosa rzadko się komuś zwierza.- O tym kim jest też?
- Chodzi Ci o to, że naprawdę ma na imię Samantha?- spytała, na co ja odpowiedziałem lekkim skinięciem głowy.- Tak, ale za wiele mi to nie mówi?
Zszokowany patrzyłem na rudowłosą.
-Nie słyszałaś o niej? Widać, że jesteś w naszym świecie nowa.- odpowiadziałem z przekąsem
Dziewczyna w odpowiedzi posłała mi ironiczny uśmiech.
- Syd to żywa legenda, Clary. Serio. Wątpię w to czy mówiła Ci o tym kim są nasi rodzice. Prawdę mówiąc poznaliśmy się z Syd, właśnie dzięki nim.- powiedziałem, po czym odgryzłem kawałek bajgla.- Moja mama jest Konsulem. Kiedy Sydney miała 12 lat jej tata został wybrany na Inkwizytora. Dlatego musieli wrócić z Australii.
-Z Australii?
- Sydney urodziła się  w Australii. A dokładniej w Sydney. Kocha tamtejsze miasta, ludzi, klimat i plaże. Nigdy nie lubiła imienia Samantha. Kazała nazywać się Sydney. Jedyną osoba, która wciąż dąży do jej oryginalnego imienia jest Eric (od aut. ojciec Syd). Boże, Syd zawsze się krzywi kiedy nazywa ją "swoją, małą Sammy".- opowiadałem ze śmiechem
Rudowłosa uśmiechała się lekko słuchając mojej opowieści.
- Wracając do Samanthy. W naszym świecie jest znana jako bezlitosna Nocna Łowczyni. Perfekcyjna w każdym calu. Nigdy nikt jej nie pokonał. W niczym. Ale swoją 'wielkość'zawdzięcza czemuś czemu nie podołał jeszcze nikt. Sydney zabiła Abbadon'a. I wiem, że nie ma się co szczycić morderstwem, lecz od powstania tego świata żadne stworzenie nie śmiało nawet powiedzieć złego słowa o wielkich demonach. A Sydney, moja Sydney zabiła ich króla.
- "Perfekcyjna w każdym calu."- mruknęła Nocna Łowczyni pod nosem-To by się zgadzało.
Puściłem jej uwagę mimo uszu.
-Miała szesnaście lat,  kiedy to zrobiła. Wszyscy znali ją już dużo wcześniej. Od dawna było wiadome, że dokona wielkich rzeczy.
-Chodzi Ci o jej moc?
- Moc? -parsknąłem mrocznym śmiechem- Nie nazwałbym tego mocą.  Raczej darem. Darem, za który każdego cholernego dnia musi płacić wysoką cenę. Na Anioła,  Clary, nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo ona cierpi.  A fakt, że czasami musi zmagać się z tym sama, bo  nie zawsze mogę przy niej być,  naprawdę mnie dobija. 
- To nie twoja wina, Thomas. 
- Wiem, że to nie moja wina. Nie mogę odwrócić tego,  co zrobiła jej Katherine.  Ale jeśli jestem w stanie chociaż odgonić jej koszmary, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tak się stało. -westchnąłem, ukrywając twarz w dłoniach- Syd powiedziała kiedyś,  że jestem jej własnym promieniem światła. Że kiedy jestem blisko niej, ciemność, która ją otacza znika. Nie całkowicie,  ale szarówka jest lepsza niż kompletna ciemność.
Przez kilka kolejnych minut siedzieliśmy w ciszy, zatopieni we własnych myślach.
-Co powiesz na Kalifornię?- spytałem, wyrywając ją z zamyślenia.
-Hmmm?- mruczy lekko zaskoczona
- Pomyślałem, że Sydney przydałyby się małe wakacje. No wiesz, po tym co się stało, stwierdziłem, że mogłaby się trochę odprężyć. -powiedziałem- Słyszałem, że nigdy nie byłaś poza stanem. Myślę, że Syd nie miałaby nic przeciwko gdybyś pojechała z nami.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie chcę wam w niczym przeszkadzać. Poza tym nie mam pieniędzy na wyjazd.
Słysząc jej słowa machnąłem tylko ręką.
-Pieniądze to nie problem, Clary. Syd i Chris mają dom w Santa Barbara. Jeśli masz ochotę możesz ze sobą James'a czy któreś z Lightwood'ów.
-Nawet Jace'a?- spytała cicho
-Nawet Jace'a. - odetchnąłem głęboko
- I mam uwierzyć, że Syd to nie przeszkadza?- ironiczny uśmiech rozkwitł na jej twarzy
- Zajmę się Sydney. Poza tym, uważam, że twoja mama chciałaby, żebyś dała sobie chwilkę wytchnienia.
-Chyba masz rację- ruda westchnęła lekko
-To jaka będzie twoja decyzja?
- Z chęcią pojadę- odparła po chwili z nieśmiałym uśmiechem.

15 godzin później...
***Sydney***
Biegłam, choć tak bardzo starałam się zatrzymać. Moje nogi poruszały się wbrew mojej woli. Potykałam się o wystające krzewy kolczaste, co chwila upadając na kolana. Powoli opadałam z sił, dygotałam z zimna. Jasna poświata utworzona przez księżyc oświetlała mi drogę przez zarośla. Mroczny las napawał mnie uczuciem, którego tak dawno nie czułam. 
Napawał mnie strachem.
Zarośla stopniowo się przerzedzały, zamieniając się w otwartą polanę. Chłodna mgła wiła się wokół moich nagich kostek, a powietrze, które wypuszczałam z ust, zamieniało się w szare dymki pary. Kiedy dotarłam na sam środek rozległej polany, moje nogi gwałtownie się zatrzymały. Ze zmęczenia opadłam na kolana, zwijając się w kłębek, próbując choć trochę się ogrzać.
-Dawno się nie widzieliśmy, Sunny.
Znajomy głos, sprawił, że moje serce zaczęło bić szybciej. Mój puls jednak nie zamienił się w szaleńczy galop ze względu na ekscytację. 
To również był strach.
Z przerażeniem rozejrzałam się po polanie, szukając źródła głosu. W odległości zaledwie kilku kroków, stał on, w całej swojej chwale. Jego jasne włosy wciąż układały się w uroczym nieładzie, a błękitne oczy patrzyły na mnie, tak jakby mógł zobaczyć najciemniejsze zakątki mojej duszy.
-Sebastian- mój ochrypły szept, był tak cichy, że ledwie ja go słyszałam
Chłopak pokonał dzielącą nas przestrzeń, po czym uklęknął przede mną. Z czułością ujął moją twarz w dłonie, zakładając zabłąkany kosmyk moich włosów za ucho. 
I nie ważne jak bardzo tego nie chciałam, moje ciało zadecydowało za mnie.
Przywarłam do niego całym ciałem, wtulając się w jego ramiona. Blondyn zamknął mnie w silnym uścisku, tuląc mnie do swojej piersi. Wsunęłam się na jego kolana, ukrywając twarz w jego klatce piersiowej. Gwałtowny szloch wstrząsnął moim ciałem, gorące łzy spłynęły po chłodnych policzkach.
-Już dobrze, Sunny. Zaopiekuję się tobą.- szeptał, gładząc mnie po plecach.
Wczepiłam mocno palce w jego podarty t-shirt, łkając cicho. Płakałam z tęsknoty. Z tęsknoty za nami. Za nim. Za beztroską dziewczyną, którą byłam kiedyś. Dziewczyną, która nie żyła przeszłością, nie tkwiła w teraźniejszości, ani nie martwiła się o przyszłość. Dziewczyną, która była szaleńczo zakochana, w tym blondwłosym chłopcu, który teraz obejmował ją czule. Dziewczyną, która ślepo wierzyła w każde jego słowo.
-Wszystko będzie dobrze, kotku.-szeptał w moje włosy- Nie pozwolę, żeby ktoś Cię skrzywdził.
Tak, definitywnie nie byłam już tamtą dziewczyną.

czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział 21- Księga I

***Sydney***
Razem z Clary wybiegamy z pokoju, podążając za echem krzyku, dobiegającego z biblioteki. 
Wszyscy mieszkańcy Instytutu zgromadzili się wokół sprawcy zamieszania. Kiedy wpadamy do biblioteki, pierwszy odwraca się w naszą stronę Thomas. Na szczęście nic mu nie jest. I już mam rzucić się w jego ramiona, kiedy zauważam wyraz jego twarzy. 
On się boi. O mnie.
Jego blada twarz napawa mnie niepokojem, a smutne spojrzenie zabiera mi zdolność oddychania.
- Nie powinnaś na to patrzeć, Syd.- szepcze cicho, przytrzymując mnie w talii
Wyrywam się z jego uścisku, nogi same niosą mnie na przód.
Czarna maź, która niegdyś była krwią pokrywa podłogę wokół ciała rannego. Jasna koszula, podarta w niektórych miejscach odsłania rozległą ranę brzuszną. Spoglądam na jego bladą twarz, zdradzieckie łzy cisną się do moich oczu. Podbiegam do niego, lecz moje nogi nie są w stanie dłużej utrzymać ciężaru, który właśnie spadł na moje ramiona. Moje serce pęka na miliony kawałeczków, kiedy padam na kolana, przyciskając dłonie do rany.
- Jamie...- szepczę, a gorące łzy spływają po moich policzkach.
Chłopak  krzywi się lekko.
- Iratze nie działa. To czarna magia. Nie mogę mu pomóc. - mówi Magnus-Ty nie możesz mu pomóc.- dodaje ciszej
Spoglądam w smutne oczy James'a. Przed moimi oczami stają nagle wszystkie te chwile, które spędziliśmy razem. Ciężkie łzy opadają na jego koszulę, kiedy znów biegnę po tej cholernej łące, bawiąc się z nim w berka. Oczami wyobraźni znów stoję w sali balowej, jego szeroki uśmiech, łagodzi krzyk naszej nauczycielki tańca, próbującej nauczyć nas walca, przed jego dziesiątymi urodzinami. Znów trzymam jego dłoń, kiedy budzi się w środku nocy nękany koszmarami. 
- Mogę.- szepczę ledwie słyszalnie, sięgając palcami do ukrytej kieszeni mojej kurtki.- Mogę mu pomóc.
Oczy James'a rozszerzają się lekko, kiedy orientuje się do czego piję. Szybko nakrywa dłonią moją dłoń. Jego spojrzenie wyraża zaskoczenie, ale jednocześnie panikę.
- Nie zrobisz tego, Syd. Nie pozwolę Ci na to.- szepcze udręczonym głosem
- Jamie...
- Mayra. Pomyśl o niej. - szepcze przerażony, kręcąc głową
- Nie jesteś nią, Jamie.- łzy płyną po moich policzkach.- A ja już wiem co robię. James, proszę...- łkam cicho, przytulając twarz do jego klatki piersiowej.
Chłopak obejmuje mnie lekko, gładząc moje plecy.
- Wtedy w Londynie- mówi z trudem- od razu Cię poznałem. Nie widziałem cię przez prawie dekadę, ale kiedy spojrzałem w twoje oczy wiedziałem, że to ty. Po prostu wiedziałem. Przez te wszystkie lata, kiedy nie było Cię przy mnie, wiedziałem, że czegoś brakuje. Każdej nocy śnił mi się ten sam koszmar. Byłaś na wyciągnięcie mojej ręki, lecz mnie nie widziałaś. Nie słyszałaś kiedy waliłem pięściami w szklaną ścianę odgradzającą mnie od ciebie, krzycząc twoje imię. A ty się uśmiechałaś. Śmiałaś się, lecz ...
-Proszę, przestań...-szepczę, drżącym głosem
- Śmiałaś się, lecz nie mogłem usłyszeć brzmienie twojego śmiechu... To było najgorsze ze wszystkiego... Spójrz na mnie, Syd.
Mrugam, odganiając łzy, po czym spoglądam w jego oczy. Mimo bólu uśmiecha się do mnie.
- Kocham Cię, Syd. Kochałem Cię odkąd pierwszy raz Cię ujrzałem. Kochałem Cię, kiedy dorastaliśmy razem, a także przez te wszystkie lata kiedy żyliśmy, nie pamiętając o swoim istnieniu. Kochałem Cię...
- Cśśśśś- proszę
- Kochałem Cię, kiedy ujrzałem Cię na tej ławce w parku. I kochałem Cię, za każdym razem kiedy kazałaś mi iść do diabła. Kocham Cię, księżniczko. I będę Cię kochał do ostatniego tchnienia. Nie chcę umrzeć, zanim się tego nie dowiesz. 
-Proszę, pozwól mi to zrobić, Jamie...- szepczę przez łzy.
-Syd...
- Pomyśl o Chris'ie. O Emily. I o Clary.- wyliczam- Oni nie mogą cię stracić- łkam- Ja... Ja nie mogę Cię stracić.
W następnej chwili przyciskam usta do jego ust, całując go lekko.
- Nie mogę Cię stracić, Jay- szlocham, kiedy odrywam się od jego warg.
Opieram głowę na jego piersi, po czym łkam w jego koszulę.
- Zrób to.-  szepcze James po chwili
Przez łzy spoglądam na jego twarz. Powieki chłopaka opadły w wycieńczeniu.
Mrugam powiekami, odganiając łzy, które napływają do moich oczu. Z roztargnieniem wyciągam srebrną stelę z kieszeni kurtki. Rozrywam jego koszulę, odsłaniając pokrytą runami klatkę piersiową. Ściągam moje skórzane okrycie, po czym podwijam rękaw swetra. Przejeżdżam palcem wskazującym po bliźnie na wewnętrznej stronie mojego lewego nadgarstka.
-Syd...- szepcze cicho Tommy, klękając obok mnie.- Na pewno chcesz to zrobić?- pyta cicho
W odpowiedzi kiwam głową.
Tom delikatnie kładzie dłoń na moich plecach, głaskając mnie lekko, kiedy przykładam stellę do nagiej skóry. Wciągam z głośnym sykiem powietrze, kiedy rozgrzany kryształ na nowo wypala moją skórę. Obezwładniający ból rozprzestrzenia się po moim ciele. Szkarłatna krew powoli wypływa z rany. Dotykam czubkiem stelli  otwartej rany, rysując cieniutkie złote linie. Ogień zaczyna krążyć w moich żyłach. Jęczę cicho z bólu. Ozdobne linie zamieniają się w tak dobrze znany mi znak, runę, którą znam tylko ja. Osocze cieknące z rany, przybiera złotawą barwę, podobną do tej jaka teraz płynie w moich żyłach. Przyciskam dłoń do brzucha, zwijając się z bólu, kiedy zranienie się zasklepia.
-Skarbie- napięty głos Thomas'a rozbrzmiewa przy moim uchu.- Musisz się pośpieszyć.
Podnoszę ociężale głowę, przesuwając się w stronę nieprzytomnego James'a. Przyciskam stellę do jego chłodnej klatki. Rozrysowuję na wysokości jego serca złotą sieć linii, układających się w skomplikowaną runę.Jego krew przybiera złotą barwę, powoli płynącą do licznych uszkodzeń jego ciała. Słyszę swój własny krzyk bólu, lecz nie umiem określić skąd on dochodzi. Wycieńczona opadam na ziemię, kiedy pochłania mnie ciemność.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie, kochane misiaczki! Przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero dzisiaj, choć był napisany już od dłuższego czasu, ale za diabła nie umiałam napisać końcówki. No, nic....
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Proszę, komentujcie, to naprawdę pomaga.
Gdyby ktoś nie zrozumiał co się stało pod koniec ( bo wiem, że cały moment związany z uleczaniem jest dość kiepsko napisany, za co bardzo przepraszam) niech da znać w komentarzu, chętnie wyjaśnię jak działa "moc" Syd...
Co do nowego rozdziału przewiduję go za max. tydzień.
Chciałabym wam również polecić nowego bloga Mani Mai:http://ukrytetajemnice.blogspot.com/
Początek bardzo mi się podoba <3
Ps. Czy ktoś zwrócił uwagę na pewne zdrobnienie padające w rozdziale? Jestem taka przebiegła...
-adeczka45