Aktualności

Rozdział 23 pojawi się do 10 maja.
-adeczka45
edit: 24.04.2016

piątek, 14 kwietnia 2017

Księga II - Rozdział 1

Cześć, słoneczka!
Mam nadzieję, że spodoba wam się pierwszy rozdział. Akcja toczy się 4 miesiące po zakończeniu 25 rozdziału Księgi I. Rozdział nie sprawdzany, więc przepraszam za możliwe błędy. Miłego czytania <3.
*** Thomas***
                Świeży zapach trawy i mchu  wypełnił moje nozdrza, kiedy zeskoczyłem na ziemię. Zebrałem lejce, po czym pogładziłem konia po pysku. Był to piękny ogier czarnej maści. Niemal tak samo dostojny i oszałamiający jak jego właścicielka. Na mojej twarzy bezwiednie pojawił się smutny uśmiech. Wspomnienie jej czarnych włosów, targanych przez wiatr, kiedy mknęła galopem na grzbiecie Huntera, było aż nazbyt bolesne. Westchnąłem, zamykając oczy.
                Co do diabła sobie myślałem, przyjeżdżając tutaj? W dodatku na jej koniu?
                Chyba po prostu byłem cholernym masochistą.
                Z westchnieniem wypuszczam powietrze, po czym przywiązuję zwierzę do drzewa. Gdyby spróbował przecisnąć się przez te krzaki, mógłby zrobić sobie krzywdę. Z kieszeni wyciągnąłem zielone jabłko i nakarmiłem nim wierzchowca. Ponownie pogładziłem go po głowie, po czym ruszyłem przez zarośla. Kilka minut później stanąłem na niewielkiej polanie, patrząc na wodospad, wpadający do małego jeziora. Ściągnąłem skórzane buty, rzucając je na bok, po czym ruszyłem do skały, na której zawsze siadała, kiedy musiała nad czymś pomyśleć. Czysta woda, obmyła moje stopy, sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz. Siedziałem tak przez dłuższy czas, po raz n-ty w ciągu ostatnich czterech miesięcy starając się  zrozumieć, dlaczego odeszła. Dlaczego zostawiła nas wszystkich? Nawet młodsze rodzeństwo? To było niepodobne do Sydney, którą znałem. Może dlatego, że wcale jej nie znałem.  Rozmyślałem o wszystkich słodkich i gorzkich chwilach, które dzieliliśmy. O zapachu jej włosów i blasku w oczach, kiedy się śmiała. Wspominałem odgłos jej bosych kroków i łagodny uśmiech, kiedy spała przy moim boku.  Zastanawiałem się, gdziekolwiek teraz jest i cokolwiek robi, czy jest szczęśliwa. Czy w nocy budzi się, nękana koszmarami? Czy może raczej z uśmiechem na ustach, w ramionach ukochanego?
                - Nie mogę uwierzyć, że wziąłeś Huntera.- cichy głos, rozlega się za moim plecami, wyrywając mnie z transu. Obracam się zauważając sylwetkę mojego parabatai, Will’a. Podchodzi kilka kroków bliżej, po czym siada obok mnie.
-Kiedy zobaczyłem go, przywiązanego to tego samego drzewa co zawsze… - zaczyna, nie odrywając wzroku od przejrzystej tafli jeziora – przez sekundę myślałem, że to ona. Pamiętam jak bardzo kochała… to znaczy kocha to miejsce. – wzdycha ze smutkiem, przenosząc wzrok na starą huśtawkę, wiszą nad wodą. – Tęsknię za tymi ciepłymi dniami, które tu spędzaliśmy. Tylko ty, ja, Lissa i… Syd. Była moją pierwszą, wiesz? Pierwszą dziewczyną, którą pocałowałem. – szepcze, a jego słowa sprawiają, że ostrze wbite w moje serce, boleśnie się obraca – Zabrałem ją tu, w lato, kiedy się tu przeprowadziła. Miała dwanaście lat, ja trzynaście. Byłem jedyną osobą, którą znała, a ty i Mel  byliście wtedy na wakacjach we Włoszech, więc pomyślałem, że zabranie jej w nasze sekretne miejsce nie zrobi dla was różnicy.  Byliście na mnie tacy wściekli – śmieje się cicho, lecz chwilę później milknie.
- Tęsknisz za nią? – pyta, zerkając na mnie.
Przełykam ślinę. Boję się, że odpowiedź na to pytanie sprawi, że rozpadnę się na kawałki.
- A ty? – odpowiadam pytaniem na pytanie, nie odrywając wzroku od tafli wody.
- Cholernie. – szepcze cicho – Ściemnia się – dodaje , wstając - Powinniśmy się zbierać.
Kiwam głową, ruszając w jego ślady. Po chwili siedzimy już w siodłach.
- Kto ostatni w mieście, ten przegrywa! – rzuca mi przez ramię wesoły uśmiech, po czym puszcza się galopem, w stronę celu.
 Uśmiecham się krzywo, ruszając za nim.
- Nie masz szans, przyjacielu.
- Jakieś plany na wieczór? – pyta William, kiedy kończymy czyścić konie
- Chyba skoczę do Alice. – mruczę, zerkając na niego przelotnie.
                Brunet wzdycha cicho,  słysząc imię mojej dziewczyny, ale tak jak się tego spodziewam, nie komentuje tego. Pomimo, że zauważam błysk gniewu w jego oczach, wiem, że jest moim najlepszym przyjacielem i stara się mnie wspierać, chociaż nie zawsze podobają mu się moje decyzje. Znacznie inaczej jest z Melissą, która już pierwszego dnia mojego związku, powiedziała mi co o tym myśli. To nie był przyjemny wieczór.
                - W takim razie, ja pojadę do Lissy. Zaczyna mi zarzucać, że w ogóle się nią nie interesuję. – mówi ze śmiechem.
                Kręcę głową, parskając śmiechem. Wszyscy wiedzą, że Will wręcz szaleje za swoją złotowłosą blondyneczką, jak to ją czasem nazywa.
                - Masz ochotę wcześniej coś zjeść?  - pytam, kierując się w stronę drzwi wejściowych.
                - Na jedzenie zawsze mam czas. – odpowiada z krzywym uśmiechem, kiedy wchodzimy do środka.
                Kiedy zapalam światło omal nie potykam się o ogromną ciemnoróżową walizkę, leżącą w progu.
                - Co do chole…- mruczę, przestawiając ją, umożliwiając przejście. W korytarzu znajduje się jeszcze kilka innych bagaży, w różnych rozmiarach i kolorach.
                -Mamo? – pytam, kiedy razem z Liamem przechodzimy w stronę salonu.
                - Jestem w kuchni, kochanie! – odpowiada moja rodzicielka.
                - Co te wszystkie walizki robią w progu? – pytam, całując mamę w policzek.
                Wzdycha cicho, mieszając w garnku zupę dyniową.
                - Przepraszam, Tom, zapomniałam Ci powiedzieć. Zaprosiłam kilkoro gości. Znaleźli się w naprawdę kiepskiej sytuacji. Ich rodzice są ścigani przez Clave, a oni naprawdę nie mają nikogo, kto mógłby się nimi zająć od zaraz.  My za to mieszkamy we dwójkę w tym wielkim domu i pomyślałam, że może nam się przydać małe towarzystwo. Masz coś przeciwko?
                 Uśmiecham się lekko.
                - Nie, jasne, że nie. Długo zostaną?
                - Kilka tygodni. Może miesięcy. To zależy od tego jak długo zajmie nam znalezienie ich ojca. Matka poddała się dobrowolnie.  Jej zarzuty nie są tak poważne jak jej męża, więc  łatwiej będzie ją ułaskawić. – mruczy, wzdychając – Nie możemy jednak tego zrobić do póki nie znajdziemy jej męża. Należy do kręgu,  więc  jego zlokalizowanie  będzie niemal tak samo niemożliwe jak …-urywa, rumieniąc się lekko.
                Tak samo niemożliwe jak znalezienie Sydney ,dodaję w myślach.
                Rodzicielka uśmiecha się do mnie przepraszająco.
                - Jesteście głodni?- pyta, zerkając na mnie i na Willa.
                - Tylko odrobinkę, Ellie. – odpowiada brunet, powodując w ten sposób wybuch śmiechu mamy.
                - Nakryjcie do stołu chłopcy. Mamy czwórkę gości.
                Zająłem się rozkładaniem talerzy, kiedy dobiegł krzyk z piwnicy.  Skądś znałem ten głos.
                -Zamiast siedzieć na tym leniwym tyłku lepiej pomógłbyś mi zanieść moje walizki na górę, Jace!
                Czy to naprawdę są…?
                - Przecież powiedziałem, że Ci pomogę. Na anioła, Izzy, poluzuj gorset czy coś.

                Zapowiadało się na cudowne kilka tygodni.

niedziela, 5 marca 2017

Epilog-Księga I/ Prolog - Księga II

Cześć, słoneczka <3
Mam nadzieję, że wciąż tu jesteście i nie jesteście na mnie bardzo zły za tak długą przerwę. Miałam naprawdę dużo roboty, i w zapomniałam o mojej pasji, jaką jest pisanie. Bardzo was za to przepraszam, kochani. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jeszcze na długi czas, bo wracam do was z epilogiem/prologiem 2 części. Oby wam się spodobał.
Powiedzcie mi czy wolicie krótsze rozdziały co tydzień czy dłuższe co 2 tygodnie.
Miłego czytania, robaczki :*
-adeczka45

4 miesiące później...
***Sydney***
Obudziłam się  w ciemności…
                Nie znałam swojego imienia, nazwiska, historii. Nie pamiętałam swojej rodziny, przyjaciół, ani wrogów. Nie wiedziałam ile mam lat, która jest godzina, gdzie jestem.
                Zamrugałam, starając się dostrzec cokolwiek w mroku. Na próżno. Usiadłam, opierając dłonie o coś miękkiego. Leżę na łóżku, pomyślałam. Chyba…
                Odgłos kroków, dochodzący z korytarza, sprawił, że podskoczyłam na łóżku. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tkwię nie tylko w ciemności, ale także w ciszy. Stukot obcasów i szuranie, stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu się zatrzymały.  5 piknięć później, drzwi do pomieszczenia otworzyły się ze zgrzytem. Zasłoniłam oczy dłonią, kiedy kobieta w białym fartuchu włączyła jarzeniówki. Ilość  światła przyprawiła mnie o migrenę.
                - Wypij to. – mruknęła rudowłosa, podając mi plastikowy kubek. Była średniego wzrostu, mogła mieć może 45 lat. Miała ciemno rude włosy i orzechowe oczy. Chyba była lekarzem.
 Nieufnie zajrzałam do  naczynia, przyjmując je.  Kobieta, westchnęła ze zirytowaniem.
– To woda. Jesteś odwodniona.
                Rzeczywiście chciało mi się pić. Pochłonęłam  napój jednym haustem, po czym otaksowałam pomieszczenie wzrokiem. Białe kafelki na podłodze i ścianach, kamera w rogu, obserwująca każdy mój ruch. Metalowe łóżko, na którym siedziałam, zakopana w białej pościeli. Biała szpitalna koszula, w którą byłam ubrana. Wszystko w tym pokoju było cholernie białe.
                Po co mi lekarz, skoro już byłam martwa?
                - Jak się dzisiaj czujesz, Samantho? – spytała kobieta, przeglądając lekarskie akta.
                Samantho? Chyba mówiła do mnie.
Jak się dzisiaj czuję? Dzisiaj? Czy to oznacza, że była tu już wcześniej? Że już z nią rozmawiałam? Jak długo tu tkwię? Gdzie ja jestem? Mętlik w głowie, sprawił, że moja migrena jeszcze bardziej się nasiliła.
                - Samantho? – powtórzyła rudowłosa, wpatrując się we mnie z wyczekiwaniem.
                - Gdzie jestem? – spytałam ze strachem, rozglądając się jeszcze raz po Sali. Przy zamkniętych drzwiach, stał młody, może dwudziestoletni asystent lekarki. Na jego czoło opadały luźne kosmyki ciemnych włosów i choć jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, czułam bijące od niego współczucie i troskę.  Kiedy nasze oczy się spotkały, szybko odwrócił wzrok.
                - To nie ma teraz znaczenia. – westchnęła , poprawiając okulary w grubej oprawce – Jesteś bezpieczna. A teraz powiedz mi jak się czujesz.
                Zamrugałam.
                - Zgubiona,  przestraszona. Trochę boli mnie głowa. – odparłam cicho
                - Podaliśmy je…- zaczął brunet, ale kobieta uciszyła go morderczym spojrzeniem.
Mężczyzna zacisnął mocno usta.
- A jak ramię?
Zaskoczona spojrzałam na prawe ramię. Jasna biel bandaża kontrastowała z brązową plamą krwi, zaschniętej na nim. Spróbowałam nim poruszyć. Ani drgnęło. To musi być jakiś żart. Cholerny żart. Zamrugałam, starając się odgonić łzy, które napłynęły mi do oczu. To nie może być prawda.
- Boli?-spytała łagodnie rudowłosa.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie…nie czuję jej.- wyszeptałam.
Kobieta westchnęła, przeczesując włosy.
- Przykro mi to mówić, ale sama jesteś sobie temu winna. Gdybyś pozwoliła podać sobie Rohypnol* bez awantury, do niczego by nie doszło.- warknęła – Odzyskasz sprawność w ręce za jakiś tydzień. – dodała, po czym odwróciła się do chłopaka. – Postaw ją do pionu, Lexus. Pan Verlac chce ją widzieć za godzinę. –rzuciła, po czym wyszła z Sali, pozostawiając nas samych.
Brunet zamknął za nią drzwi, po czym podszedł do mojego łóżka. Ujął mój podbródek w palce, po czym podniósł moją twarz do światła. Obejrzał dokładnie moją twarz, po czym westchnął, biorąc plastikowy kubek z wózka.
- Wypij to. – mruknął, podając mi naczynie.
Zajrzałam do środka.
- Co to?- błękitny płyn wcale nie wyglądał dobrze.
- Po prostu to wypij, Syd. – wyszeptał, a ja drgnęłam, kiedy ostatnie słowo
Syd. Sydney. To było właśnie  moje imię. Tylko skąd on to wiedział?
Przystawiłam kubek  do ust, lecz zanim upiłam łyk zerknęłam na niego podejrzliwie.
- Dlaczego niby miałabym Ci zaufać?
Chłopak popatrzył na mnie ze smutkiem, odwracając się plecami do kamery, tak by ni było mnie widać.
- Bo jestem jedyną osobą, która tak jak ty chce stąd uciec. I to jak najszybciej. Zanim wykończą nas wszystkich.
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------
Komentujcie, misie!
*Rohypnol - lek powodujący utratę świadomości, anamnezję