Aktualności

Rozdział 23 pojawi się do 10 maja.
-adeczka45
edit: 24.04.2016

wtorek, 17 listopada 2015

Rozdział 18- Księga 1

***Sydney***
- Znalazłem Elazara.- na dźwięk imienia czarownika, wypowiedzianych z ust James'a, błyskawicznie reaguję.
- Daj mi minutę.- zwracam się do Thomasa, całując go szybko w policzek, po czym niemalże wybiegam z pokoju za Evan'sem, lekko trzaskając drzwiami.
-Gdzie?- pytam szeptem, nie chcąc by ktokolwiek usłyszał o czym rozmawiamy.
- Santa Barbara. Kalifornia.
Wzdycham cicho, przewracając oczyma. Cały Elazar.
- Niech zgadnę. Prowadzi tam bar, w którym głównym towarem jest haszysz i grzybki halucynki. 
Chłopak chichocze cicho, kiwając głową.
- Ważniejszy jest fakt, że ma Strongylodon, który pomoże nam wybudzić Jocen...- brunet nie kończy zdania, gdyż zręcznie zasłaniam mu usta dłonią. Rozglądam się nerwowo po korytarzu, sprawdzając czy ktoś nas nie podsłuchuje.
- Nie możemy tu o tym rozmawiać.- mówię, ponownie ściszając głos do szeptu- Wróć do mieszkania i kup bilet na najbliższy lot do Los Angeles. Zatrzymaj się w mojej willi w Malibu. Zadzwonię zaraz do Jasmine, dam jej znać, że przyjeżdżasz. W garażu powinien stać Range Rover, jeśli go nie będzie weź czarnego Mustanga Chris'a. Tylko, błagam, nie rozwal go. Mój braciszek za bardzo kocha to auto.- dodaję ironicznym tonem.- Wiesz, gdzie są kluczyki. Znajdź Elazara i zgarnij jak najwięcej esencji z Strongylodonu. Idź.- mówię, popychając go w stronę wyjścia z instytutu.
I gdy chłopak już prawie dociera do drzwi wyjściowych, krzyczę za nim:
-I pamiętaj, że kończy nam się czas! 
Po chwili James, już całkowicie znika z mojego pola widzenia. Z westchnieniem obracam się na pięcie i wracam do pokoju.
Z hukiem zatrzaskuję za sobą drewniane drzwi, po czym z roztargnieniem rzucam się na łóżko. Thomas przygląda mi się z zaciekawieniem, uśmiechając się lekko.
- O co chodziło?
Przeczesuję dłonią już rozpuszczone włosy, jęcząc  w udręce. Chłopak śmieje się ze mnie, a ja uderzam go delikatnie w ramię.
-  O Jocenlyn.- wiem, że więcej nie muszę wyjaśniać. 
Tom wie o wszystkim co się dzieje w moim życiu, więc cała sprawa z żoną Valentine'a, nie jest dla niego żadną zagadką. Obserwuję jak jego klatka piersiowa unosi się i opada w rytm radosnego śmiechu.  Marszczę brwi, jednocześnie wpatrując się w niego z konsternacją.
- Moje cierpienie Cię bawi?- pytam sarkastycznie, co tylko wzmacnia rozweselenie bruneta. Nocny Łowca przyciąga mnie do siebie, zamykając mnie w silnym uścisku. Udaję nadąsanie, próbując się wydostać z objęć niebieskookiego, lecz już po chwili, opieram głowę na jego nagim torsie, wtulając się w jego ciało. 
- Wiesz, kto zaserwował Ci piątkową wizję?- pyta, nawiązując do rozmowy, którą niezbyt delikatnie przerwał nam James.
Niechciane obrazy powracają do mojej głowy, zasycha mi w ustach. Krew odpływa mi z twarzy, a dłonie zaczynają się trząść. Wspomnienia uderzają we mnie jak fala tsunami, niszcząc wszystkie mury, które udało mi się wybudować.

Pierwszy raz, kiedy nasze spojrzenia się zetknęły...
Pierwszy raz, kiedy jego uśmiech przyprawił mnie o palpitacje serca...
Pierwszy raz, kiedy po naszych złączonych dłoniach, przebiegły elektryzujące iskry...
Pierwszy raz, kiedy nasze usta zetknęły się w delikatnym pocałunku...
Pierwszy raz, kiedy wyznał mi miłość...
Pierwszy raz kiedy byliśmy jedną spójną całością...

Pierwszy raz, kiedy jego ramiona przestały kojarzyć mi się z bezpieczeństwem...
Pierwszy raz, kiedy łzy cierpienia pociekły po moich policzkach...
Pierwszy raz, kiedy błagałam go by przestał mnie ranić...
Pierwszy raz, kiedy mój żałosny krzyk przeciął powietrze...
Pierwszy raz, kiedy obudziłam się w nocy, nękana koszmarami...
Pierwszy raz, kiedy uświadomiłam sobie, jak bardzo go nienawidzę...

-Syd?- głos Toma, przebija się przez ścianę odgradzającą mnie od rzeczywistości.
- To On.-  zachrypnięty głos wydobywa się z moich ust.  
Czuję, jak ciało Tom'a tężeje, jego ramiona oplatają mnie mocniej, ściskając mnie w sposób, jakby chciał uchronić mnie przed całym złem świata.  
- Nie mógł tego zrobić. Clave trzyma go pod kluczem.- szepcze uspokajająco, jakby próbując przekonać nas oboje.- Nie skrzywdzi Cię. Nie pozwolę mu na to, skarbie.
Chłopak przyciska usta do mojego czoła, składając na nim czuły pocałunek
- Proszę, nie myśl o tym, Sydney. Nie warto.
Kiwam lekko głową, potwierdzając jego słowa. Błagalne spojrzenie jego stalowo-błękitnych tęczówek, sprawia, że wymuszam uśmiech, który prawdopodobnie bardziej przypomina grymas.
- Wiesz co nam pomoże?-pyta, a w jego oczach dostrzegam tak dobrze mi znany błysk dziecięcej ekscytacji.-Czekolada!- odpowiada na pytanie, nie czekając na moją reakcję.
Chłopak przerzucając się na bok,wypuszcza mnie ze swoich objęć, po czym szybko wstaje z łóżka. 
Tommy zakłada swoją jeansową koszulę, w tym samym czasie z roztargnieniem szukając drugiego buta.
Już po chwili w pełni ubrany stoi przy drzwiach, trzymając w dłoni mój burgundowy płaszcz oraz kaszmirowy szal w odcieniu głębokiej czerni.
- Syd, wyjdziesz z tego łóżka czy tego chcesz czy nie.- mówi, przeczesując swoje kasztanowe włosy- Jeśli nie ruszysz tyłka sama, to ja Ci w tym pomogę.
Reagując na jego słowa chichoczę, zakopując się głębiej w pościeli. Tom wzdycha z irytacją, przewracając oczyma.
- Dobra, sama tego chciałaś.
Nocny Łowca przemierza pomieszczenie kilkoma zwinnymi krokami, następnie zrzuca okrywającą mnie kołdrę, by już chwilę później przerzucić mnie sobie przez ramię. Piszczę zaskoczona, szamocząc się w jego ramionach.
- Postaw mnie na na ziemi, Thomas- staram się, by mój głos brzmiał poważnie, lecz zamiast tego z moich ust wydobywa się  szczery śmiech.
- Nie ma takiej opcji, skarbie.
Chłopak zgarnia po drodze jeszcze moje buty, po czym wynosi mnie z pokoju.
***
Po powrocie do instytutu, udajemy się do niewielkiego saloniku, znajdującego się w pobliżu biblioteki. Już z oddali do moich uszu dochodzi radosny śmiech nastolatków, przebywających w pomieszczeniu.
Wraz z Thomasem wchodzimy do sali, która  urządzona jest w ściśle wiktoriańskim stylu. Duże witrażowe okiennice sprawiają, że w pokoju jest niewiarygodnie jasno, pomimo ciemnego wystroju wnętrza. Zaokrąglona kanapa stojąca w centrum pomieszczenia idealnie współgra z wykończeniami z ciemnego drewna orzechu. Wokół szklanej ławy, porozrzucane są duże poduszki, służące jako pewna forma siedzenia, nadając pokojowi niebywałego uroku.
Witamy się z resztą Nocnych Łowców, po czym zajmujemy miejsce na poduchach, siadając naprzeciwko rozpalonego kominka, umieszczonego po prawej stronie pomieszczenia. Opieram głowę, na ramieniu Tommiego, który dołącza się do trwającej już rozmowy.  Chłopak otula nas kocem, po czym obejmuje mnie ramieniem. Wtulam się w jego ciało, obserwując tańczące płomienie. Ogień cicho trzaska w palenisku, palące się opiłki drewna, czernieją, kurcząc się, by już po chwili zamienić się w popiół. 
"Pulvis et umbra sumus                                                         
Invisibilis, sed aliis significant
Alienigenis, sed amicos
Defunct viventes
Magna atque magnifica certare
in nomine angelus Raziel Sacra
Illam tecti inclinentur umbrae
Nos vero pugnabimus ignibus ignes,
Nos vero pugnabimus pugnare pugnam

Non nulla etiam vivemus."

"Prochem i cieniem jesteśmy
Niewidoczni, lecz dostrzegalni
Obcy, lecz znajomi
Nieistniejący, lecz żywi
Wielcy i potężni stajemy do walki
w imię najświetszego anioła razjela
Kryjemy się w mroku
Ogniem zwalczymy Ogień
Walką zwalczymy walkę

Nie istniejmy, choć żyjemy"

Słowa starej pieśni, rozbrzmiewają w mojej głowie. Ogień w ognisku syczy, migocząc pomarańczowym płomieniem. Czarny popiół wirując w powietrzu opada na ziemię.
Zamykam oczy wsłuchując się w równomierne bicie mojego serca. Rytmiczny takt koi moje zmysły. Śpiew matki rozchodzi w mojej głowie, tuląc mnie do snu.
----------------------------------------------------
Misie, moje kochane!
Wiem, że rozdział miał być w weekend, a jest wtorek, ale miałam straszny nawał nauki, do tego wena podumarła, więc rozdział jest dopiero dzisiaj.
Miałam zamieścić Clace, ale nie jestem w stanie już nic napisać. W następnym rozdziale za to będzie dużo z punktu widzenia Clary, więc szykujcie się na wstrząs :) Rozdział w niedzielę lub ponidziałek.
-adeczka45

sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 17- Księga I

***Sydney***
- Czy ktoś wyjaśni mi, co tu się właśnie stało?!- zaciekawiony głos Alec'a rozbrzmiewa w pomieszczeniu. Niechętnie wyplątuję się z objęć przyjaciela, odwracając się w stronę mówiącego.
- Żałuj, że nie widziałeś ich przy naszym ostatnim spotkaniu w Amsterdamie. Wtedy to się dopiero działo.- odpowiada mu Magnus, wachlując sobie twarz, jakby w pomieszczeniu, w którym się znajdujemy było nieprawdopodobnie gorąco. Rzucam czarodziejowi ironiczny uśmiech, przypominając sobie to wydarzenie.
Czuję jak klatka Thomasa, o którą wciąż się opieram, unosi się w rytm jego śmiechu.
Na Anioła, jak ja za tym tęskniłam...
Kątem oka zerkam w stronę kuchenki, na której smażą się naleśniki. Na śmierć o nich zapomniałam.
Podbiegam do blatu i zrzucam naleśniki na jeden z ceramicznych talerzy. Rozlewam kolejną porcję ciasta na patelni, kiedy silne ramiona oplatają mnie w talii.
Tommy opiera podbródek na moim ramieniu, intensywny zapach jego perfum otumania moje zmysły. Jego ciepły oddech łaskocze moją odsłoniętą szyję, a ja wtulam się w jego ciało.
- Uwielbiam na Ciebie patrzeć, kiedy krzątasz się po kuchni.- cichy szept, sprawia, że na mojej twarzy wykwita lekki uśmiech. Tom chwyta moją dłoń, oczami wyobraźni widzę jego zmarszczone brwi.
- Gdzie twój pierścień?- wciąż mówi na tyle cicho by nikt go nie usłyszał.
- Tak się składa, że nasz drogi przyjaciel Magnus postanowił się o niego zatroszczyć.
- Czemu miałby to robić?
Wzdycham cicho. To nie jest najlepsze miejsce i czas na rozmowę tego typu.
- Później Ci wyjaśnię.
Chłopak nie protestuje, wiedząc, że spełnię obietnicę.
- O czym tak tam szepczecie?- głos Magnusa, przypomina nam o tym,że przecież nie jesteśmy sami w jadalni.
- Najważniejsze, że jesteś cała i zdrowa- mówi cicho, po całuje mnie delikatnie w kark. Chwyta w dłoń talerz, pełen usmażonych przeze mnie naleśników, po czym odwraca się w stronę stołu.- O niczym szczególnym- odpowiada na pytanie podziemnego, zajmując wolne krzesło.
Nalewam trochę soku pomarańczowego do szklanki, po czym rozglądam się w poszukiwaniu pustego miejsca przy stole. Ku mojemu niezadowoleniu, jedyne które zostało znajduje się tuż obok Jace'a.
Nie usiądę tam. Wiem, że choćby krótka rozmowa z Wayland'em na dobre zrujnowałaby mój dobry humor. A na to nie mam zamiaru pozwolić.
W ten o to sposób ląduję na kolanach Thomas'a.
Chłopak uśmiecha się do mnie, a ja odwracam się w stronę Alec'a. Magnus jest aktualnie zajęty emocjonującą rozmową o najnowszych trendach mody, w którą wciągnął Isabelle. Idealnie.
- Dokończyliście to, co przerwałam wam dzisiaj rano?- słysząc moje pytanie, Lightwood omal krztusi się przełykanym jedzeniem. Na jego policzki wypływa krwisty rumieniec, co wywołuje u mnie cichy chichot.
- Do niczego nie doszło.- oświadcza nieprzekonująco.
- Jasne, chyba zapominasz o tym, że znam twojego narzeczonego. Nie ma opcji, że przepuścił taką okazję.
- On nie jest moim narzeczonym- oponuje Nocny Łowca- Nie jest nawet moim chłopakiem. I nigdy nie będzie.
W jego głosie słyszę rozgoryczenie, które sprawia, że krew zaczyna wrzeć w moich żyłach.
Nie zasłużył na to. Nie zasłużył na bycie tępionym, przez swoją orientację. Nie zasłużył na więzienie, w którym żyje. Nie zasłużył na bycie dzieckiem Maryse i Roberta  Lightwood'ów. Żadne z nich na to nie zasłużyło.
Ale najgorszy jest fakt, że żadne z nich nie ma pojęcia o tym, kim tak naprawdę są ich rodzice.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nikomu o tym nie mówiła.- cichy głos Alec'a wyrywa mnie z zamyślenia.
Jedno spojrzenie skierowane na jego przygnębioną twarz, wystarcza by boleśnie ścisnęło mi się serce. Wzdycham cicho, nawiązując z nim kontakt wzrokowy.
- Nie powinieneś się wstydzić miłości, Al.
W odpowiedzi chłopak uśmiecha się tylko smutno.
- Tak czy inaczej,- zaczynam zmieniając temat-  nie myśl, że pozwolę Ci wylegiwać się jutro w łóżku. I nie obchodzi mnie czy będziesz sam czy z kimś. Masz zebrać swój leniwy tyłek, bo spróbujemy sprawić, żebyś nabrał trochę krzepy. Bo tymi gałązkami- mówię, wskazując na jego ramiona- raczej nic nie wskórasz.
Brunet siedzi chwilę w ciszy, wpatrując się we mnie niedowierzająco.
- Naprawdę masz zamiar mnie trenować? Jesteś pewna, że nie zrobiłby tego lepiej Jace?
Przysłuchujący się naszej konwersacji Tom, parska niekontrolowanym śmiechem. Ja natomiast zaciskam tylko mocno szczękę.
- Powiedz, coś takiego jeszcze raz, a przysięgam, że odetnę Ci jaja.
Thomas, któremu udało się w końcu pokonać napad wesołości, dodaje tylko:
- I wierz mi, bracie, ona nie żartuje.
--------------------------------------------------------------------------------------------------
Misie, moje kochane! Mam nadzieję, że podoba wam się ten krótki rozdział. Postaram się wrzucić coś jutro, ale nic nie jestem w stanie obiecać.
W szkole jadą po nas równo. Ostatni tydzień był dla mnie wyjątkowo trudny, więc proszę, nie miejcie mi za złe, że rozdział nie pojawił się wcześniej.
Komentujcie, kotki ( i Wera, jeśli to czytasz, to wiedz, że dotyczy to w szczególności Ciebie).
-adeczka45