Aktualności

Rozdział 23 pojawi się do 10 maja.
-adeczka45
edit: 24.04.2016

piątek, 14 kwietnia 2017

Księga II - Rozdział 1

Cześć, słoneczka!
Mam nadzieję, że spodoba wam się pierwszy rozdział. Akcja toczy się 4 miesiące po zakończeniu 25 rozdziału Księgi I. Rozdział nie sprawdzany, więc przepraszam za możliwe błędy. Miłego czytania <3.
*** Thomas***
                Świeży zapach trawy i mchu  wypełnił moje nozdrza, kiedy zeskoczyłem na ziemię. Zebrałem lejce, po czym pogładziłem konia po pysku. Był to piękny ogier czarnej maści. Niemal tak samo dostojny i oszałamiający jak jego właścicielka. Na mojej twarzy bezwiednie pojawił się smutny uśmiech. Wspomnienie jej czarnych włosów, targanych przez wiatr, kiedy mknęła galopem na grzbiecie Huntera, było aż nazbyt bolesne. Westchnąłem, zamykając oczy.
                Co do diabła sobie myślałem, przyjeżdżając tutaj? W dodatku na jej koniu?
                Chyba po prostu byłem cholernym masochistą.
                Z westchnieniem wypuszczam powietrze, po czym przywiązuję zwierzę do drzewa. Gdyby spróbował przecisnąć się przez te krzaki, mógłby zrobić sobie krzywdę. Z kieszeni wyciągnąłem zielone jabłko i nakarmiłem nim wierzchowca. Ponownie pogładziłem go po głowie, po czym ruszyłem przez zarośla. Kilka minut później stanąłem na niewielkiej polanie, patrząc na wodospad, wpadający do małego jeziora. Ściągnąłem skórzane buty, rzucając je na bok, po czym ruszyłem do skały, na której zawsze siadała, kiedy musiała nad czymś pomyśleć. Czysta woda, obmyła moje stopy, sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz. Siedziałem tak przez dłuższy czas, po raz n-ty w ciągu ostatnich czterech miesięcy starając się  zrozumieć, dlaczego odeszła. Dlaczego zostawiła nas wszystkich? Nawet młodsze rodzeństwo? To było niepodobne do Sydney, którą znałem. Może dlatego, że wcale jej nie znałem.  Rozmyślałem o wszystkich słodkich i gorzkich chwilach, które dzieliliśmy. O zapachu jej włosów i blasku w oczach, kiedy się śmiała. Wspominałem odgłos jej bosych kroków i łagodny uśmiech, kiedy spała przy moim boku.  Zastanawiałem się, gdziekolwiek teraz jest i cokolwiek robi, czy jest szczęśliwa. Czy w nocy budzi się, nękana koszmarami? Czy może raczej z uśmiechem na ustach, w ramionach ukochanego?
                - Nie mogę uwierzyć, że wziąłeś Huntera.- cichy głos, rozlega się za moim plecami, wyrywając mnie z transu. Obracam się zauważając sylwetkę mojego parabatai, Will’a. Podchodzi kilka kroków bliżej, po czym siada obok mnie.
-Kiedy zobaczyłem go, przywiązanego to tego samego drzewa co zawsze… - zaczyna, nie odrywając wzroku od przejrzystej tafli jeziora – przez sekundę myślałem, że to ona. Pamiętam jak bardzo kochała… to znaczy kocha to miejsce. – wzdycha ze smutkiem, przenosząc wzrok na starą huśtawkę, wiszą nad wodą. – Tęsknię za tymi ciepłymi dniami, które tu spędzaliśmy. Tylko ty, ja, Lissa i… Syd. Była moją pierwszą, wiesz? Pierwszą dziewczyną, którą pocałowałem. – szepcze, a jego słowa sprawiają, że ostrze wbite w moje serce, boleśnie się obraca – Zabrałem ją tu, w lato, kiedy się tu przeprowadziła. Miała dwanaście lat, ja trzynaście. Byłem jedyną osobą, którą znała, a ty i Mel  byliście wtedy na wakacjach we Włoszech, więc pomyślałem, że zabranie jej w nasze sekretne miejsce nie zrobi dla was różnicy.  Byliście na mnie tacy wściekli – śmieje się cicho, lecz chwilę później milknie.
- Tęsknisz za nią? – pyta, zerkając na mnie.
Przełykam ślinę. Boję się, że odpowiedź na to pytanie sprawi, że rozpadnę się na kawałki.
- A ty? – odpowiadam pytaniem na pytanie, nie odrywając wzroku od tafli wody.
- Cholernie. – szepcze cicho – Ściemnia się – dodaje , wstając - Powinniśmy się zbierać.
Kiwam głową, ruszając w jego ślady. Po chwili siedzimy już w siodłach.
- Kto ostatni w mieście, ten przegrywa! – rzuca mi przez ramię wesoły uśmiech, po czym puszcza się galopem, w stronę celu.
 Uśmiecham się krzywo, ruszając za nim.
- Nie masz szans, przyjacielu.
- Jakieś plany na wieczór? – pyta William, kiedy kończymy czyścić konie
- Chyba skoczę do Alice. – mruczę, zerkając na niego przelotnie.
                Brunet wzdycha cicho,  słysząc imię mojej dziewczyny, ale tak jak się tego spodziewam, nie komentuje tego. Pomimo, że zauważam błysk gniewu w jego oczach, wiem, że jest moim najlepszym przyjacielem i stara się mnie wspierać, chociaż nie zawsze podobają mu się moje decyzje. Znacznie inaczej jest z Melissą, która już pierwszego dnia mojego związku, powiedziała mi co o tym myśli. To nie był przyjemny wieczór.
                - W takim razie, ja pojadę do Lissy. Zaczyna mi zarzucać, że w ogóle się nią nie interesuję. – mówi ze śmiechem.
                Kręcę głową, parskając śmiechem. Wszyscy wiedzą, że Will wręcz szaleje za swoją złotowłosą blondyneczką, jak to ją czasem nazywa.
                - Masz ochotę wcześniej coś zjeść?  - pytam, kierując się w stronę drzwi wejściowych.
                - Na jedzenie zawsze mam czas. – odpowiada z krzywym uśmiechem, kiedy wchodzimy do środka.
                Kiedy zapalam światło omal nie potykam się o ogromną ciemnoróżową walizkę, leżącą w progu.
                - Co do chole…- mruczę, przestawiając ją, umożliwiając przejście. W korytarzu znajduje się jeszcze kilka innych bagaży, w różnych rozmiarach i kolorach.
                -Mamo? – pytam, kiedy razem z Liamem przechodzimy w stronę salonu.
                - Jestem w kuchni, kochanie! – odpowiada moja rodzicielka.
                - Co te wszystkie walizki robią w progu? – pytam, całując mamę w policzek.
                Wzdycha cicho, mieszając w garnku zupę dyniową.
                - Przepraszam, Tom, zapomniałam Ci powiedzieć. Zaprosiłam kilkoro gości. Znaleźli się w naprawdę kiepskiej sytuacji. Ich rodzice są ścigani przez Clave, a oni naprawdę nie mają nikogo, kto mógłby się nimi zająć od zaraz.  My za to mieszkamy we dwójkę w tym wielkim domu i pomyślałam, że może nam się przydać małe towarzystwo. Masz coś przeciwko?
                 Uśmiecham się lekko.
                - Nie, jasne, że nie. Długo zostaną?
                - Kilka tygodni. Może miesięcy. To zależy od tego jak długo zajmie nam znalezienie ich ojca. Matka poddała się dobrowolnie.  Jej zarzuty nie są tak poważne jak jej męża, więc  łatwiej będzie ją ułaskawić. – mruczy, wzdychając – Nie możemy jednak tego zrobić do póki nie znajdziemy jej męża. Należy do kręgu,  więc  jego zlokalizowanie  będzie niemal tak samo niemożliwe jak …-urywa, rumieniąc się lekko.
                Tak samo niemożliwe jak znalezienie Sydney ,dodaję w myślach.
                Rodzicielka uśmiecha się do mnie przepraszająco.
                - Jesteście głodni?- pyta, zerkając na mnie i na Willa.
                - Tylko odrobinkę, Ellie. – odpowiada brunet, powodując w ten sposób wybuch śmiechu mamy.
                - Nakryjcie do stołu chłopcy. Mamy czwórkę gości.
                Zająłem się rozkładaniem talerzy, kiedy dobiegł krzyk z piwnicy.  Skądś znałem ten głos.
                -Zamiast siedzieć na tym leniwym tyłku lepiej pomógłbyś mi zanieść moje walizki na górę, Jace!
                Czy to naprawdę są…?
                - Przecież powiedziałem, że Ci pomogę. Na anioła, Izzy, poluzuj gorset czy coś.

                Zapowiadało się na cudowne kilka tygodni.

niedziela, 5 marca 2017

Epilog-Księga I/ Prolog - Księga II

Cześć, słoneczka <3
Mam nadzieję, że wciąż tu jesteście i nie jesteście na mnie bardzo zły za tak długą przerwę. Miałam naprawdę dużo roboty, i w zapomniałam o mojej pasji, jaką jest pisanie. Bardzo was za to przepraszam, kochani. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jeszcze na długi czas, bo wracam do was z epilogiem/prologiem 2 części. Oby wam się spodobał.
Powiedzcie mi czy wolicie krótsze rozdziały co tydzień czy dłuższe co 2 tygodnie.
Miłego czytania, robaczki :*
-adeczka45

4 miesiące później...
***Sydney***
Obudziłam się  w ciemności…
                Nie znałam swojego imienia, nazwiska, historii. Nie pamiętałam swojej rodziny, przyjaciół, ani wrogów. Nie wiedziałam ile mam lat, która jest godzina, gdzie jestem.
                Zamrugałam, starając się dostrzec cokolwiek w mroku. Na próżno. Usiadłam, opierając dłonie o coś miękkiego. Leżę na łóżku, pomyślałam. Chyba…
                Odgłos kroków, dochodzący z korytarza, sprawił, że podskoczyłam na łóżku. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że tkwię nie tylko w ciemności, ale także w ciszy. Stukot obcasów i szuranie, stawały się coraz głośniejsze, aż w końcu się zatrzymały.  5 piknięć później, drzwi do pomieszczenia otworzyły się ze zgrzytem. Zasłoniłam oczy dłonią, kiedy kobieta w białym fartuchu włączyła jarzeniówki. Ilość  światła przyprawiła mnie o migrenę.
                - Wypij to. – mruknęła rudowłosa, podając mi plastikowy kubek. Była średniego wzrostu, mogła mieć może 45 lat. Miała ciemno rude włosy i orzechowe oczy. Chyba była lekarzem.
 Nieufnie zajrzałam do  naczynia, przyjmując je.  Kobieta, westchnęła ze zirytowaniem.
– To woda. Jesteś odwodniona.
                Rzeczywiście chciało mi się pić. Pochłonęłam  napój jednym haustem, po czym otaksowałam pomieszczenie wzrokiem. Białe kafelki na podłodze i ścianach, kamera w rogu, obserwująca każdy mój ruch. Metalowe łóżko, na którym siedziałam, zakopana w białej pościeli. Biała szpitalna koszula, w którą byłam ubrana. Wszystko w tym pokoju było cholernie białe.
                Po co mi lekarz, skoro już byłam martwa?
                - Jak się dzisiaj czujesz, Samantho? – spytała kobieta, przeglądając lekarskie akta.
                Samantho? Chyba mówiła do mnie.
Jak się dzisiaj czuję? Dzisiaj? Czy to oznacza, że była tu już wcześniej? Że już z nią rozmawiałam? Jak długo tu tkwię? Gdzie ja jestem? Mętlik w głowie, sprawił, że moja migrena jeszcze bardziej się nasiliła.
                - Samantho? – powtórzyła rudowłosa, wpatrując się we mnie z wyczekiwaniem.
                - Gdzie jestem? – spytałam ze strachem, rozglądając się jeszcze raz po Sali. Przy zamkniętych drzwiach, stał młody, może dwudziestoletni asystent lekarki. Na jego czoło opadały luźne kosmyki ciemnych włosów i choć jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, czułam bijące od niego współczucie i troskę.  Kiedy nasze oczy się spotkały, szybko odwrócił wzrok.
                - To nie ma teraz znaczenia. – westchnęła , poprawiając okulary w grubej oprawce – Jesteś bezpieczna. A teraz powiedz mi jak się czujesz.
                Zamrugałam.
                - Zgubiona,  przestraszona. Trochę boli mnie głowa. – odparłam cicho
                - Podaliśmy je…- zaczął brunet, ale kobieta uciszyła go morderczym spojrzeniem.
Mężczyzna zacisnął mocno usta.
- A jak ramię?
Zaskoczona spojrzałam na prawe ramię. Jasna biel bandaża kontrastowała z brązową plamą krwi, zaschniętej na nim. Spróbowałam nim poruszyć. Ani drgnęło. To musi być jakiś żart. Cholerny żart. Zamrugałam, starając się odgonić łzy, które napłynęły mi do oczu. To nie może być prawda.
- Boli?-spytała łagodnie rudowłosa.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie…nie czuję jej.- wyszeptałam.
Kobieta westchnęła, przeczesując włosy.
- Przykro mi to mówić, ale sama jesteś sobie temu winna. Gdybyś pozwoliła podać sobie Rohypnol* bez awantury, do niczego by nie doszło.- warknęła – Odzyskasz sprawność w ręce za jakiś tydzień. – dodała, po czym odwróciła się do chłopaka. – Postaw ją do pionu, Lexus. Pan Verlac chce ją widzieć za godzinę. –rzuciła, po czym wyszła z Sali, pozostawiając nas samych.
Brunet zamknął za nią drzwi, po czym podszedł do mojego łóżka. Ujął mój podbródek w palce, po czym podniósł moją twarz do światła. Obejrzał dokładnie moją twarz, po czym westchnął, biorąc plastikowy kubek z wózka.
- Wypij to. – mruknął, podając mi naczynie.
Zajrzałam do środka.
- Co to?- błękitny płyn wcale nie wyglądał dobrze.
- Po prostu to wypij, Syd. – wyszeptał, a ja drgnęłam, kiedy ostatnie słowo
Syd. Sydney. To było właśnie  moje imię. Tylko skąd on to wiedział?
Przystawiłam kubek  do ust, lecz zanim upiłam łyk zerknęłam na niego podejrzliwie.
- Dlaczego niby miałabym Ci zaufać?
Chłopak popatrzył na mnie ze smutkiem, odwracając się plecami do kamery, tak by ni było mnie widać.
- Bo jestem jedyną osobą, która tak jak ty chce stąd uciec. I to jak najszybciej. Zanim wykończą nas wszystkich.
 --------------------------------------------------------------------------------------------------------
Komentujcie, misie!
*Rohypnol - lek powodujący utratę świadomości, anamnezję

czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział 25 Część 2 - Księga I

Cześć, misie patysie <3
Zamiast epilogu przychodzę dzisiaj do was z drugą częścią rozdziału 25, gdyż nie chciałam psuć harmonii 25-rozdziałowej księgi hihihihi
No nic, mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba. Miłego czytania :*
-------------------------------------------------
***Thomas***
     - Może Zakynthos? - proponuje Sydney szeptem.
     Na moich ustach rozlewa się szeroki uśmiech, kiedy słyszę, że pomysł przypadł jej do gustu. Naprawdę tęsknię za czasem, kiedy byliśmy sami. Tylko ja i moja Sydney. Nie ta, którą udaje przed wszystkimi. Tęsknię za tą dziewczyną, którą się staje w moim towarzystwie. Tą radosną, wrażliwą i kochającą nastolatką, na którą zawsze mogę liczyć. Za Sydney, którą jest właśnie w tej chwili.
     Ponownie wtulam się w jej ciało, kiedy dziewczyna powraca spojrzeniem do stron dosyć starej książki. Jej bystre oczy z zaciekawieniem śledzą każde słowo, podczas czytania. Mruga, a jej długie rzęsy przez chwilę rzucają cień na blade policzki. Przygryza wargę i rumieni się lekko, czując na sobie moje spojrzenie, kiedy słyszymy pukanie do drzwi.
     W progu staje Isabelle, poprawiając złoty bicz na nadgarstku. Spogląda na nas, w jej oczach błysk zaciekawienia walczy z determinacją.
     - Mamy gości. - rzuca, a z jej miny wnioskuję, że nie jest to miła niespodzianka
     Z ociąganiem zsuwam się z łóżka, by po chwili stanąć obok brunetki. Poprawiam na sobie jeansową koszulę, jednocześnie obserwując jak Sydney odkłada książkę na szafkę nocną, nie ruszając się z miejsca. Spoglądam na nią pytająco.
     - Sydney?
     W odpowiedzi czarnowłosa uśmiecha się do mnie słodko, choć w jej spojrzeniu zauważam wahanie.
     - Za chwilkę do was dołączę – zapewnia, marszcząc uroczo brwi.
     Kiwam głową, niechętnie zgadzając się, po czym zbieram z podłogi seraficki miecz, mocno ściskając rękojeść. Rzucam ostatnie spojrzenie w stronę przyjaciółki, po czym wraz z młodą Lightwood opuszczam pokój.
     W ciszy przemieszczamy korytarzami w stronę biblioteki, a nasze szybkie kroki odbijają się echem po instytucie.
     - Kto był tak wspaniałomyślny by złożyć nam wizytę? - pytam, kiedy jesteśmy coraz bliżej naszego celu.
     Brunetka zerka na mnie ze zdenerwowaniem, marszcząc brwi.
     - T-to... Sebastian Verlac - wykrztusza po chwili.
     Zatrzymuję się gwałtownie, słysząc imię i nazwisko mężczyzny. Rzucam zaskoczone spojrzenie dziewczynie.
     - Cholera - mruczę - Jak myślisz, czego on może od nas chcieć?- pytam, przeczesując włosy palcami.
     Nastolatka wzdycha przeciągle, ściskając kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa
     - Nie mam pojęcia. Ale na pewno nie jest to coś co nam się spodoba.- mruczy, po czym otwiera wrota biblioteki.
     Wchodzimy do pomieszczenia, wyczuwając napiętą atmosferę. W sali zgromadzili się wszyscy mieszkańcy nowojorskiego instytutu z wyjątkiem Sydney. Zbiegamy po schodach, po czym dołączamy do reszty - Isabelle staje obok brata, który opiera się o stół, po prawej stronie pomieszczenia, ja natomiast podchodzę do James'a, który wraz z Jace'em osłania Clarissę.
    - Co się dzie...?- pytam, lecz niski głos, dochodzący z drugiej części pokoju przerywa moją wypowiedź.
    - Thomas Penhallow- mruczy jasnowłosy mężczyzna, zeskakując z najniższego schodka, klatki prowadzącej na drugie piętro biblioteki. Rozkłada umięśnione ramiona, w sposób, jakby zamierzał kogoś uściskać. Następnie klaszcze w dłonie, a za nim pojawia się kobieta. Jej biała, pokryta szronem skóra, idealnie komponuje się z platynowymi pasmami opadającymi na jej ramiona i lodowo - błękitnym odcieniem małych oczu. Czarownica zwija palce ku wnętrza dłoni, przyglądając się swoim białym szponom.
     - Sebastian. Alais. - wymawiam płynnie ich imiona, zastanawiając się co do cholery tu robią - Dawno się nie widzieliśmy. Nie, żeby mi to przeszkadzało.
     Jasnooki uśmiecha się do mnie sztucznie, zmierzając w moim kierunku.
     - Ostatnim  razem wtedy kiedy twoja mamusia, nasza kochana pani Konsul wpakowała mnie do celi. Mam rację, mój drogi przyjacielu? – pyta, a jego ociekający sarkazmem głos sprawia, że na moje usta wstępuje grymas.
     - To ten Thomas Penhallow? Syn Konsula? – szepcze Isabelle do swojego starszego brata. Alec krzywi się, zapewne myśląc o Sydney. – Przecież to nie ma sensu – dodaje brunetka.
     Potrząsam głową, przenosząc całą moją uwagę na mężczyznę o włosach w kolorze platyny. Nimi zajmę się później.
     - Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, Verlac.- rzucam, splatając ramiona na piersi -  I na pewno nie jesteśmy nimi teraz.
     - Jakiś ty uprzejmy, Thomasie – szydzi, posyłając mi złowieszczy uśmiech – Naprawdę nic się nie zmieniłeś.
     - Nie dbam o uprzejmości, kiedy jesteś w pobliżu – odbijam piłeczkę – Zamiast wdawać się w zbędne pogawędki, lepiej nam wyjaśnij dlaczego na Anioła tu jesteś? Dlaczego nie powinniśmy już dawno wezwać Clave?
     Usta blondyna układają się do odpowiedzi, lecz to nie jego głos rozbrzmiewa w bibliotece, zmrażając mi krew w żyłach.
     - Przyszedł po mnie – mówi Sydney, a jej donośny głos roznosi się echem po pomieszczeniu.
     Wszyscy gwałtownie odwracając się w jej stronę, lecz dziewczyna poświęca całą swoją uwagę nikomu innemu jak Verlacowi. Słysząc jej głos, w oczach blondyna błyska nuta pasji i zachwytu. Odwraca się w stronę czarnowłosej, a następnie taksuje ją wzrokiem. Na jego usta wypływa szelmowski uśmieszek, kiedy wpatruje się  w nią z zadowoleniem. Moje dłonie automatycznie zaciskają się w pięści, kiedy ruszam w jego kierunku. Chcę mu zetrzeć ten parszywy uśmiech z twarzy.
     Jednak zanim zdążę zrobić choć krok w jego kierunku, zatrzymuje mnie silny uścisk na ramieniu.
     - Daj temu chwilę, Thomas – szepcze James do mojego ucha, nie rozluźniając chwytu.
     - Patrzy na nią jak sęp na padlinę - syczę, lecz trochę się rozluźniam.
     - Wiem. Nie masz pojęcia jak bardzo chcę mu skopać dupę. – mówi, rzucając przeciągłe spojrzenie w stronę Alais –  Ale to nam w tej chwili nie pomoże.
     Niechętnie kiwam głową, przyznając mu rację, po czym przenoszę spojrzenie na sprawcę mojego gniewu.
     - Witaj, Sunny – mruczy, uśmiechając się jeszcze szerzej – Tęskniłaś za mną?
     Co, kurwa?
     Czarnowłosa schodzi wolnym krokiem po schodach, a na jej usta wypływa figlarny uśmiech.
     - Nie bardzo. – stwierdza, cmokając – Za to ty na pewno za mną tęskniłeś. Mam rację? – szczebiocze, a ja nie widzę już mojej Sydney. Zastąpiła ją wersja, której nie rozpoznaję. Wersja, która mnie przeraża.
     - Jak szaleniec – mruczy blondyn, przyciągając ją do siebie. Czarnowłosa oplata go ramionami w pasie, a ja z bólem serca obserwuję każdy jej ruch. Mężczyzna pochyla się w jej stronę, lecz zanim ich usta łączą się w pocałunku, szarooka odwraca głowę. Wargi Sebastiana muskają jej zarumieniony policzek, po czym chłopak szepcze jej coś do ucha. Nastolatka chichocze, obrzucając pomieszczenie szybkim spojrzeniem, po czym powraca wzrokiem do bladego oblicza blondyna.
     Lecz zanim to robi, nasze spojrzenia spotykają się na jedną, pełną grozy sekundę, która sprawia, że moje serce na chwilę przestaje bić.
     Bo choć na jej ustach błyszczy figlarny uśmieszek, jej dotąd pełne życia oczy, teraz wypełnia jedynie bezkresna pustka.
*** Sydney ***
     - Graj lepiej. – syczy Sebastian do mojego ucha, kiedy unikam pocałunku.
     Więc gram. Gram na jego życzenie, dokładanie tak jak mi zagra.
     Chichoczę, uśmiechając się szeroko, jakby właśnie opowiedział mi swój popisowy kawał. Blondyn przygryza lekko płatek mojego ucha, a ja obrzucam pomieszczenie szybkim spojrzeniem. Wszystkie twarze zwrócone są w moim kierunku, obserwując moje ruchy z mieszanką gniewu i niedowierzania. Ignoruję zgromadzonych, wtulając się w ramiona mężczyzny. Słyszę jak ktoś głośno wciąga powietrze przez nos i nie muszę zgadywać, żeby wiedzieć, że to Thomas. Zaciskam mocno powieki, rozluźniając uchwyt ramion wokół srebrnookiego.
     Muszę to zrobić, Thomasie. Proszę, nie utrudniaj mi tego jeszcze bardziej.- błagam w myślach.
     Ktoś chrząka, dając mi idealny pretekst by wyrwać się z niechcianego uścisku. Spoglądam w stronę, z której dochodzi ten odgłos i zauważam Isabelle. Zapisuję sobie w pamięci, żeby podziękować jej za to, kiedy następnym razem ją zobaczę. O ile będzie jakiś następny raz.
     - Sydney, czy mogłabyś nam łaskawie wyjaśnić co tu się dzieje, na Anioła? – zdeterminowany głos brunetki dochodzi do moich uszu.
     Przedstawienie czas zacząć.
     - Zacznijmy może od tego, że Sydney to nie jest moje prawdziwe imię. Tak naprawdę nazywam się Samantha Rosalie Amanda Carstairs i jestem pewna, że już o mnie słyszeliście. – mruczę, nie odrywając spojrzenia od młodej Lightwood.
     - Nieźle – cichy szept Jace’a przecina powietrze, a ja w odpowiedzi wzruszam ramionami. Dawno zdążyłam do tego przywyknąć.
     - Wygląda jednak na to, że wiedzieli o tym wszyscy oprócz Ciebie i jakże cudownego  Jace’a.  Ukochany braciszek, rodzice, najlepsza przyjaciółka i nawet koleś, w którym zaczęłaś się zakochiwać. – drwię, kiwając głową w kierunku James’a – Oni wszyscy wiedzieli.
     Na policzki brunetki wstępują rumieńce, nie wiadomo czy spowodowane gniewem czy zażenowaniem. Jakież to urocze.
      - Czy to prawda?- pyta oskarżycielsko, zwracając się do brata, stojącego po jej lewej stronie. Brunet jednak rozpaczliwie unika jej spojrzenia – Cudownie -  prycha i zaciska wściekle szczękę.
     - Czego jeszcze nie wiemy?
     Tym razem to Jace przejmuje pałeczkę. Robi kilka kroków, podchodząc w moją stronę. Przeszywa mnie spojrzeniem miodowych oczu, lecz na mnie nie robi to żadnego wrażenia.
     - Kłamałam, mówiąc, że przysłało mnie tu Clave – mruczę zgodnie z prawdą -  Przyjechałam tu na własną rękę, żeby dowiedzieć się jak wiele wiecie o Valentine’ie i jego Odrodzonym Kręgu.- Niedopowiedzenie pali mnie w gradle. -  Okazało się, że nie wiecie nic.- dodaję z chytrym uśmieszkiem
     Blondyn przeczesuje dłonią swoje włosy, wpatrując się we mnie ze złością.
     - Więc kłamałaś ten cały czas? Oni też są częścią twojego planu? – warczy, wskazując dłonią na Thomas’a i James’a.
     Kręcę głową, spoglądając na wspomnianych nocnych łowców.
     -  Nie jestem żółtodziobem, Wayland. Działam na własną rękę. Oni nie mają do czynienia z Kręgiem. Mówiłam im, żeby za mną nie jechali. Nie chciałam ich tu. – syczę jadowicie.
     Czuję jak klatka piersiowa Sebastiana trzęsie się od powstrzymywanego śmiechu, kiedy otacza mnie ramionami w talii i choć z całej siły pragnę się odsunąć, nie robię tego.
     - Dobra dziewczynka. – szepcze do mojego ucha, chichocząc. Mam ochotę mocno przywalić mu w twarz. – Myślę, że wystarczy już tych wyjaśnień. Czas na nas. – dodaje głośniej, tak aby wszyscy go słyszeli.
     W Sali zalega cisza, którą przerywa bezduszny śmiech Jace’a.
     - Chyba nie sądzisz, że po tym wszystkim tak po prostu pozwolimy wam odejść. – mruczy, przekrzywiając głowę, kiedy jego dłoń sięga do miecza ukrytego na plecach. Wysuwa go i przez chwilę przygląda się błyszczącej klindze.
     Na usta Sebastiana wypływa kpiący uśmieszek.
     - Cóż… Tak się składa, że zbytnio nie macie wyboru – mówi, po czym odwraca się w stronę czarownicy – Alais. – wymawia płynnie jej imię. Kobieta posłusznie kiwa głową, po czym z pasją wypowiada zaklęcie w języku, którego żadne z nas nie zna. Temperatura w pomieszczeniu momentalnie spada o kilka stopni, a przed nami wyrasta lodowa armia. Jace cofa się o krok, w oszołomieniu przyglądając się lodowym figurom. Ciała kobiet błyszczą w świetle lamp, kiedy te stoją nieruchomo na środku biblioteki. Dziesiątki szklanych mieczy napełniają mnie przerażeniem.
     - Nie jesteśmy tu by walczyć. – kontynuuje Sebastian – Pozwólcie nam odejść, a my pozwolimy wam żyć.
     - Po moim trupie – warczy Thomas, wyciągając dwa serafickie ostrza z pokrowca. Zatacza nimi ósemkę w powietrzu, złowrogo wpatrując się w mroźne kreatury.
     - Tommy, nie – krzyczę, szamocząc się w uścisku Sebastiana. Mężczyzna jednak trzyma mnie mocno, nie pozwalając się ruszyć choćby na krok.
     - Sami tego chcieliście. – oznajmia Verlac, rzucając spojrzenie w stronę czarownicy. Kobieta stoi obok przed chwilą utworzonego portalu, który lśni śnieżną bielą. Jej blada dłoń wystrzeliwuje w powietrze, strzelając palcami. Jak na zawołanie lodowe stworzenia ożywają, rzucając się na nocnych łowców, rozpętując śnieżną rzeź.
     Wyrywam się z uścisku blondyna, kiedy ten ciągnie mnie w stronę magicznej bramy.
     - Nie tak się umawialiśmy – syczę, zapierając się mocno nogami.
     Srebrnooki wzdycha przeciągle, rzucając mi karcące spojrzenie.
     - Jeśli będziesz współpracować twojemu chłoptasiowi nic nie będzie. – mruczy mi do ucha. Ja jednak nie ruszam się z miejsca. – No dalej, Sunny, wiesz przecież, że nie mogę kłamać. Wyluzuj.
     Niechętnie kiwam głową.
     - Jeśli spadnie mu choćby włos z głowy, wykończę Cię.-syczę, podchodząc do portalu.
     - Już to gdzieś słyszałem. – mruczy, chwytając mnie za rękę – Twoja matka się ucieszy. Tęskniła za tobą.
     Prycham, rzucając okiem na walkę toczoną w drugiej części biblioteki. W mieszaninie ciał, śmigają mi ogniste włosy Clary, ale nie zwracam na nie uwagi. Odnajduję wzrokiem sylwetkę Thomasa, który szybkim ruchem, rozbija lodową kreaturę na dziesiątki śnieżnych odłamków. Nasze spojrzenia spotykają się na sekundę, lecz ja szybko odwracam wzrok. Jeśli teraz pozwolę sobie na chwilę słabości, nie będę w stanie zrobić tego co muszę zrobić.
     Robisz to dla niego, Sydney. Nie zapominaj o tym.
     Splatam palce z palcami Sebastiana, ściskając jego dłoń lekko.
     - Jestem gotowa – szepczę, zamykając oczy.
     Chwilę później znikamy w lodowatej powierzchni portalu.
Jej! Udało mi się skończyć ten rozdział!!! Nareszcie.
Mam nadzieję, że zakończenie tej księgi wam się podobało. Czeka nas jeszcze tylko króciutki epilog, a później zaczynam drugą księgę.
PS. Mam nadzieję, że nie chcecie mnie teraz zabić :/
Komentujcie, słoneczka!

-adeczka45

wtorek, 23 sierpnia 2016

LBA Lato 2016

Cześć, słoneczka!
Zgodnie z tytułem dzisiaj przychodzę ceo was z LBA!
Nominacje otrzymałam od cudownej Coco Deer oraz Demonicy Edomu (http://obywateleedomu.blogspot.com/). Bloga drugiej z wymienionych, jeszcze nie znalazłam,  ale chętnie się z nim zapoznam :)
Nie przedłużając, zapraszam do nominacji.
Demonica Edomu poprosiła o wymienienie swoich 5 ulubionych filmów stworzonych na podstawie książki.  Tak się składa,  że nie oglądam raczej filmów,  bardziej ciągnie mnie do seriali,  ale myślę że pięć uda mi się wymienić :)
1. Kosogłos. Cześć Druga.
Definitywnie mój ulubiony film. Żaden jeszcze bardziej mi się nie spodobał.  Moglabym go oglądać w kółko i w kółko XD. Uscinam ten temat,  bo znając mnie  jeszcze chwila i napisze tu esej na 4 000 słów.  Wspomnę tylko,  że ubóstwiam scenę pocałunku w tynelach oraz śmierć.... Musiałam właśnie usunąć ostatnie słowo,  bo za świeciła mi się lampka "Spoiler Alert" . Dla wtajemniczonych powiem, że chodzi mi o tą śmierć pod koniec.  Wiecie,  strzała,  łuk, te sprawy.
Pozostałe części też uwielbiam (szczególnie W Pierścieniu Ognia oraz Kosoglos Cześć Pierwsza), ale ta jest moja ulubiona.
2. Alicja w Krainie czarów oraz Alicja po drugiej stronie lustra.
Kocham oba filmy,  choć definitywnie bardziej podobał mi się sequel. Władca czasu był cudowny, scenriusz nieprzewidywalny, a dodatkowo OTP robi swoje :). Kocham Kapelusznika i Alicję tak bardzo, że aż boli. I tak płakałam, kiedy po raz kolejny musieli się rozstać, chociaż wiedziałam, że kiedyś to nastąpi XD. Ach, dodam jeszcze, że bardzo podobało mi się wyjaśnienie historii królowych. Liczę na 3 część, do której pewnie nigdy w życiu nie dojdzie, ale girl can dream, ok?
3. Zanim się pojawiłeś.
Hmmmm... Jak to skomentować... 
Jeśli nie czytaliście/oglądaliście tego filmu, cieplutko polecam i jednocześnie odradzam czytanie, reszty tego punktu, bo SPOILERY.
Może powiem dla tych co oglądali, że choć wiedziałam, że ta historia musi się tak skończyć, to jak głupia wierzyłam do ostatnich sekund, że Will stwierdzi "Wiecie co, żartowałem. Wcale nie jadę do Szwajcarii." Chociaż w sumie jak już tam był to i tak wierzyłam, że może zmieni zdanie. Ehhhh... Podsumowując, zaczęłam płakać przy scenie na plaży, ryczałam jak bóbr już chwilę później, a mój płacz wciąż trwał, kiedy zapłakana opuszczałam kino. Moje najlepsze przyjaciółki śmiały się ze mnie jak gupie, w sumie to ja też śmiałam się z siebie przez łzy. Ogarnęłam się (czyt. przestałam spazmatycznie szlochać ) chyba dopiero, kiedy spotkałyśmy naszego kolegę z klasy w pizzerii. 
I nie wyobrzymiam tu niczego, żeby nie było. Ten film rozłożył mnie na łopatki. Jeszcze nigdy się tak nie wzruszyłam.
4. Piąta Fala.
Uwielbiam książkę, film również, polecam całą trylogię każdemu. Film trochę odbiega od książki, co nie zmienia faktu, że jest supi <3 Zaczęłam czytać książkę zaraz po premierze ( bodajże w 2014), ale skończyłam ją dopiero w tym roku, w czasie wielkanocy. Przy drugim podejściu, czyli w tym roku, zakochałam się na zabój i pomimo faktu, że strasznie shippowałam Cassie z Benem, to ostatecznie ubóstwiam Evana. Pokochałam go jeszcze bardziej przy drugiej części. Niestety nie miałam okazji przeczytania 3, ale niedługo to nadrobię. Na koniec dodam, że co do filmu, scena w jeziorze poruszyła mnie do głębi XDDDD. Kocham i czekam na kontynuację filmu.
5. Charlie.
Nie wiem jak wy, ale ja po prostu nienawidzę polskiej nazwy tej książki/filmu. Egh. No bo, jak można z "The Perks of being a Wallflower" zrobić "Charlie"??? Mniejsza z tym.
Książeczki nie czytałam, ale film bardzo mi się podobał. Emma i Logan to świetne połączenie. Gorąco polecam <3

Teraz przejdę do nominacji od Coco Deer z opowiadania Malec-Szklany Pantofelek, które możecie znaleźć tu (http://historienadeser.blogspot.com/). Polecam <3
Coco Deer poprosiła nominowanych o wymienienie 10 ulubionych książek. Oto one:
1." Lady Midnight" C. Clare
     Nie będę się rozpisywać nad powodami dlaczego kocham tę książkę. Kocham Emmę, kocham Julesa, kocham miłość dwójki przyjaciół. Więcej dodawać nie muszę.
     PS. Scena z karą i drzewem mnie zabiła :''''''''''''''''''(
2. R. Yancey "Piąta Fala"
     Krótki opisik powyżej ;)
3. S. Collins "Igrzyska Śmierci" 
     Tu chyba nie muszę wyjaśniać dlaczego <3
4. J. Lynn"Zaczekaj na mnie" (plus cała ta seria) i seria " Lyx"
5. K.A. Tucker "10 płytkich oddechów" oraz " Dwa małe kłamstwa"
6. E. Giffin " Coś pożyczonego".
7. R. Donovan " Seria Oddechy" oraz " Co jeśli..." 
8. R.V. Dyken "Utrata", "Toxic" oraz "Wstyd"
9. Kiera Cass " Jedyna"
10. C. Hoover " November 9" oraz wszystkie inne książeczki tej wspaniałej autorki
Podsumowując, tak, kocham romansidła XD.
Rozdział dzisiaj lub jutro (miejmy nadzieję).
Kocham was, misie :*
Do następnego ;)


czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 25 - Księga I

     Kochani!
     Na wstępie chciałabym was bardzo przeprosić za opóźnienie. Nie wiem czemu, post z przeprosinami nie wstawił się, ale napisałam go kiedy jeszcze byłam w Turcji na wakacjach. W każdym razie, kiedy w końcu zabrałam się za pisanie okazało się, że wstępny szkic rozdziału zniknął - zwyczajnie nie został zapisany na bloggerze nad czym ubolewam, gdyż wystarczyło wprowadzić w nim kilka poprawek i byłby gotowy, a tak muszę zaczynać od początku. 
     Jednakże postanawiam nadrobić zaległości poświęcając najbliższe dni na dokończenie Księgi I i zaczęcie drugiej. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! Nie przedłużając zapraszam do czytania!
     Ps. Zastanawiałam się czy chcielibyście, bym na początku każdego rozdziału umieszczała datę, zgodną z biegiem naszej historii. Powiedzcie mi, że coś zrozumieliście z tego zdania XD.
     Kocham was, misie
     -adeczka45
----------------------------------------------------------------------------------
***Sydney***
     - Podsumowując mamy przewalone - mruczy James, przeczesując palcami swoje ciemne włosy.
     Kiwam lekko głową, wzdychając. Po raz kolejny nerwowym krokiem przechodzę przez pusty pokój nowojorskiego instytutu, gorączkowo starając się wymyślić sposób w jaki możemy wybrnąć z tej sytuacji. Chwilę temu skończyłam streszczać Tommy'iemu i Jay'owi moją rozmowę z Alec'iem.
     - Jesteś pewna, że twoja matka i spółka zdążyli go dorwać w tak krótkim czasie? - pyta Evans z nutką nadziei w głosie. 
     Zrezygnowana, kiwam tylko głową w odpowiedzi.
     - Musimy się stąd wynieść, prawda? - pyta smutno, choć i tak wszyscy znamy już odpowiedź.
     - Przykro mi, Jamie - szepczę, kładąc dłoń na jego ramieniu.
     Chłopak wzdycha cicho, zrzucając ją, po czym kręci głową.
     - To nie fair, Syd.- sapie - Dopiero co ją odzyskałem. Nie zamierzam ponownie jej stracić. Nie teraz, kiedy mam szansę również odzyskać Jocie. Jesteśmy tak blisko jej wybudzenia. Nie możemy teraz po prostu się poddać. - mówi, rzucając mi oskarżycielskie spojrzenie.
     Kulę się pod jego ciężarem.
     - Nie mamy wyboru, Jame... - mruczę cicho.
     - Pierdolenie- warczy brunet, wpatrując się we mnie - To ty nauczyłaś mnie, że zawsze mamy wybór, Sydney. Nie pamiętasz, już tych wszystkich nocy, kiedy powstrzymywałaś mnie przed zrobieniem czegoś strasznego? Twoja krew Cię nie definiuje, możesz wybrać swoją własną ścieżkę. To twoje słowa, Syd. Więc ja wybieram pozostanie tutaj i walkę o moją rodzinę. 
     - Jeśli Cię tu znajdą, zabiją Cię, Jay- szepczę ze strachem
     - A jeśli mnie tu nie będzie, myślisz, że za kogo się wezmą, huh? Przecież wiesz, że na pierwszy ogień pójdzie Clary, teraz, kiedy nie ma tu już Nathana.
     - Jak to go nie ma? - pytam zdziwiona
     - Byłaś tak zajęta sobą, że nie zauważyłaś, kiedy twój chłoptaś, wziął tyłek za pas i uciekł, gdzie pieprz rośnie. - ciągnie, a ja krzywię się lekko słysząc jego słowa - Cóż, dobrze dla niego. Z tego co wiem, zostawił Ci list, który pewnie byś znalazła, gdybyś choć raz pofatygowała się do jego pokoju wciągu ostatnich paru dni. - mamrocze- Tak czy inaczej nie zamierzam pozostawić Clary na łaskę Katherine i jej świty. Ona ją zabije... Gorzej, zamieni ją w jednego ze swojej armii mieszańców. A wszystko tylko po to, żeby zemścić się na Jocenlyn. I najlepsze jest to, że to wina twojego twojego tatuśka.
     - Eric jest również twoim ojcem- syczę jadowicie
     - Porzucił mnie, Sydney. On nic dla mnie nie znaczy.
     - To nieprawda, James. Znalazł Ci nowy dom, zaopiekował się tobą, kiedy nikt inny nie chciał tego zrobić. To coś innego niż porzucenie. Uratował Cię. Przed człowiekiem, którego, przez tyle lat miałeś za ojca.
     - Uratował mnie?! Zabrał mi całe moje życie, na litość boską! Rodzinę, wspomnienia, Ciebie. Wszystko co znałem i kochałem zniknęło bezpowrotnie. I to jego cholerna wina!
    - Wystarczy już tego. - rzuca gniewnie Thomas, wstając z łóżka - Kłótnie nie rozwiążą naszych problemów. Możesz z nami wyjechać jeśli tego chcesz. Jeśli nie, zostań. Musisz jednak wiedzieć, że zostając narażasz Sydney na niebezpieczeństwo. - mówi, otwierając mi drzwi - Wyruszamy o północy. - dodaje niebieskooki na koniec, zatrzaskując za nami drzwi.

***Clary***

     - Coś nowego u twojej mamy?- pyta Izzy, ostrożnie odkładając buteleczkę czerwonego lakieru do paznokci na blat biurka. Potrząsam głową, rzucając jej ponure spojrzenie.
     - Bez zmian. - odpowiadam smutno, ze skupieniem malując paznokcie u stóp na lawendowy odcień. Brunetka wzdycha cichutko, przyglądając się swojemu karminowemu arcydziełu.
    - Szkoda, że jednak nie jedziemy do Malibu. - rzuca od niechcenia, zerkając na mnie. - Więc... rozmawiałaś już z Jacem? - mruczy nastolatka. Rumienię się lekko, słysząc imię blondyna, co nie umyka uwadze mojej przyjaciółki. Isabelle otwiera szeroko oczy, uśmiechając się szeroko. - Powiedziałaś mu. - radosny pisk wyrywa się z jej gardła - Jak zareagował?
    Krzywię się nieznacznie, markotniejąc.
     - Powiedzmy, że nie zareagował tak jak tego oczekiwałam - mamroczę, przypominając sobie jego słowa, kiedy powiedziałam mu, że nie jesteśmy rodzeństwem. Wracam spojrzeniem do moich fioletowych paznokci i przez chwilę wpatruję się w nie tępo. - On nigdy mnie nie kochał - szepczę, czując, że niechciane łzy zaczynają napływać do moich oczu.
     - Och, Clary - mruczy Izzy, by po chwili zamknąć mnie w ciepłym uścisku. - Jace nie jest warty twoich łez. - mówi, unosząc do góry mój podbródek - W porządku? - pyta, uśmiechając się do mnie krzepiąco. Odwzajemniam gest, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu.
    Po chwili powracam do malowania paznokci, kiedy rozlega się pukanie do drzwi. Zanim zdążymy odpowiedzieć, otwierają się, a w progu staje Alec.
    - Mamy gości - rzuca, skanując pokój wzrokiem - Weźcie broń - dodaje, po czym z hukiem zamyka drzwi.
*** Sydney ***
     Czuję jak palce Thomasa po raz kolejny owijają wokół siebie pasma moich hebanowych włosów, odwracając moją uwagę od pożółkłych stron "Portretu Doriana Graya". Brunet chichocze, kiedy wzdycham zirytowana, przewracając kolejną kartkę. Tom wpatruje się we mnie przez chwilę, lecz ja nie przerywam czytania. Niespodziewanie przesuwa się po łóżku, aby po chwili przytulić się do mojego boku. Delikatny uśmiech rozkwita na moich ustach, kiedy z cichym pomrukiem wtula głowę w należące do mnie kruczoczarne kosmyki, niedbale rozrzucone niedbale po białej poduszce. 
     - Pojedźmy do Grecji. - proponuje w pewnym momencie. Uśmiecham się szerzej, posyłając mu zaintrygowane spojrzenie. - Moglibyśmy całymi dniami leżeć na plaży i wpatrywać się w błękitne morze. Skakalibyśmy z klifów i szukali żółwi wodnych. Tylko ty i ja, Syd. - mruczy, a w jego szafirowych błyszczą radosne ogniki. - Jeśli chcesz możemy zabrać też Chrisa. Moglibyście razem surfować jak za starych dobrych czasów. Co ty na to Syd?
     Uśmiecham się do niego, odwracając wzrok od książki.
     - Może Zakynthos? - szepczę, choć dobrze wiem, że nigdy się tam nie wybierzemy. Nie wypowiadam jednak tych słów, tak samo jak nie mówię o tym, że dziś jest prawdopodobnie ostatni raz kiedy mnie widzi. Nie mówię mu o tym, że zanim wybije północ będę już daleko stąd. Bez niego.
     Zamiast tego, obserwuję jak szeroki uśmiech wypływa na jego usta, kiedy słyszy moją odpowiedź. Powracam spojrzeniem do stron powieści Oscara Wilde'a, kiedy słyszymy pukanie do drzwi.
     W progu staje Isabelle poprawiając złoty bicz na nadgarstku, wypowiadając słowa, które sprawiają, że moje serce na moment zamiera.
     - Mam gości. 
     Już czas.
     Tom powoli zsuwa się z łóżka, poprawiając swoją koszulę. Odkładam książkę na szafkę nocną, lecz nie ruszam się ze swojej pozycji.
     Brunet spogląda na mnie pytająco.
     - Sydney?
     - Za chwilkę do was dołączę - tłumaczę, uśmiechając się do niego słodko.
    Słysząc moje słowa, niebieskooki  kiwa głową, po czym razem z brunetką opuszczają pomieszczenie. Biorę głęboki oddech, po czym zeskakuję z łóżka i podchodzę do mahoniowego biurka. Z jednej z jego szuflad wyciągam wieczne pióro, arkusz śnieżnobiałego papieru i kopertę do kompletu. Drżącą dłonią podnoszę pióro i przykładam jego stalówkę do kartki, kreśląc czarne kształty liter.
      Najdroższy Thomasie...
    Gorące łzy, spływają po moich policzkach, kiedy piszę kolejne słowa pożegnania. Litery układają się w słowa, słowa w zdania, zdania w akapity. Treść listu wydobywa się z głębi mojej duszy, zostawiając w niej bezdenną pustkę. Ciężkie łzy, rozmazują miejscami atrament, kiedy stykają się z papierem, ale nie mam teraz czasu, aby go przepisać. Kiedy kończę, składam list na trzy części, po czym wsuwam go do podłużnej koperty, na której wierzchu umieszczam imię mojego najlepszego przyjaciela. Zsuwam rodowy, objęty czarem elfów pierścień z palca, po czym układam go na białej kopercie. Dłońmi ścieram resztę łez z moich policzków, po czym przeczesuję moje włosy palcami.
    - W tym momencie są jaśniejsze niż moja przyszłość. - mruczę pod nosem, zarzucając moją skórzaną kurtkę na ramiona. Wyciągam z niej najróżniejsze rodzaje broni i złotą stellę, ukrytą w wewnętrznej kieszeni kurtki. Układam ją obok rodowego pierścienia wraz z moim pierwszym sztyletem. Z czułością gładzę srebrzyste ostrze, po raz ostatni uśmiecham się do mojego odbicia w lustrze i opuszczam pokój. Szybkim krokiem przemierzam ciągnące się w nieskończoność korytarze instytutu, idąc na spotkanie z moim najgorszym koszmarem. 
    - ...lepiej nam wyjaśnij dlaczego na Anioła tu jesteś? Dlaczego nie powinniśmy już dawno wezwać Clave? - zdenerwowany głos Tom'a dochodzi z otwartych drzwi biblioteki. Wyobrażam sobie jak zakłada na piersi ramiona, opierając się o ścianę, tak jak zawsze to robi w stresowych sytuacjach. 
     Uświadamiam sobie jak bardzo będę za nim tęsknić. Jak bardzo będę tęsknić za nimi wszystkimi. Za Clary, Jamesem, Melissą i Williamem.  Jak bardzo będę tęsknić za Arią i Aaronem.
     Jednak już za późno. Dokonałam wyboru.  Robię to dla nich. Dla jedynych osób, które znaczą dla mnie więcej niż ja sama. I z tego powodu, przekraczam próg sali, unosząc wojowniczo głowę.
     - Przyszedł po mnie. - mówię, a mój donośny głos rozchodzi się echem po pomieszczeniu.
     Wszystkie głowy, gwałtownie odwracają się w moją stronę, lecz w tym momencie zwracam uwagę tylko na jedną osobę w bibliotece. Platynowe kosmyki, opadają na jego bladą skórę, a srebrne oczy obrzucają moją sylwetkę zadowolonym spojrzeniem. Na jego wąskich ustach pojawia się szelmowski uśmieszek, który teraz napełnia mnie tylko obrzydzeniem. Nie miłością, tęsknotą czy przerażeniem. Jedynie obrzydzeniem.
     Nasze spojrzenia się spotykają, a moje serce zamiera.
     - Witaj, Sunny. - Jego niski głos dochodzi do mnie stłumiony, jakby wydobywał się spod powierzchni wody. - Tęskniłaś za mną?
---------------------------------------------------------------------------------------------
     Komentujcie, słoneczka !