Aktualności

Rozdział 23 pojawi się do 10 maja.
-adeczka45
edit: 24.04.2016

niedziela, 25 października 2015

Rozdział 16 cz.2- Księga I

***Sydney***
Po przebraniu się w czarne legginsy oraz crop top w biało-granatowe paski, zawiązuję sznurowadła moich sportowych butów. Jednym haustem wypijam szklankę wody, po czym z nocnej szafki biorę mojego iPod’a oraz sportowe słuchawki. Na koniec związuję włosy w niedbałego kucyka, wiedząc, że i tak się rozwali podczas intensywnego treningu. Następnie otwieram drzwi, jednocześnie zderzając się z umięśnioną klatką piersiową. Zaskoczona unoszę głowę, napotykając  te magnetyczne chabrowe tęczówki.

-Cześ…- urywam, w momencie kiedy jego silne ramiona przyciągają mnie do siebie. Nate tuli mnie w silnym uścisku, trzymając z taką siłą, jakby od tego zależało jego życie.
Z trudem wyplątuję z jego objęć, uśmiechając się lekko.  Brunet z troską wpatruje się w moją twarz, intensywnie czegoś szukając.
- Przyleciałem pierwszym samolotem jaki udało mi się złapać. James zadzwonił do mnie  kiedy już wysiadałem w Pensylwanii.  Tak, bardzo się o Ciebie martwi….
- Dlaczego miałby do Ciebie dzwonić?- pytam, przerywając jego wypowiedź
- Wydaje mi się, że powinienem  wiedzieć, że moja dziewczyna  leży nieprzytomna przez dni.
Ignoruję fakt, że właśnie nazwał mnie 'swoją dziewczyną'. O tym porozmawiamy później.
- Byłam nieprzytomna? Jak długo?
- Od piątku.
- Jest sobota.
Brunet patrzy na mnie zatroskany, po czym odpowiada cicho.
- Sydney, dzisiaj jest wtorek.
Zaskoczona  podchodzę do mojej skórzanej kurtki, leżącej teraz na niepościelonym łóżku, by poszukać w niej mojej komórki.  Opróżniam wszystkie kieszenie, ale nic nie znajduję. Dosłownie nic.  Nie ma w niej żadnego serafickiego ostrza.Zniknęły nawet moje gumy do żucia i brzoskwiniowa szminka. Na szczęście 'zapasowa' stella jest wciąż wszyta pod materiał podszewki.
Zerkam na swoją dłoń. Nie ma na niej pierścienia.
- Szlag by to trafił.- szepczę pod nosem, przeczesując włosy palcami.- Nate, mogę na chwilę pożyczyć twój telefon?
 Zdezorientowany chłopak, marszczy brwi, ale po chwili podaje mi urządzenie.
Szybko wpisuję dobrze znany mi numer, po czym tworzę wiadomość.

„ Tommy, wszystko ze mną w porządku. Przekaż Mel, że za nią tęsknię. Kocham Cię.
-S.”

Ostatecznie jednak zmieniam ostatnie zdanie na  „ Będziemy w kontakcie.”. Wysyłam sms’a, po czym oddaję brunetowi komórkę.  Obrzucam pokój jeszcze jeden raz, próbując dojrzeć gdzieś zawartość mojej kurtki, jednak nic nie znajduję. Wściekła, wybiegam z pokoju, kierując się do pokoju Alec’a.  Oj, będzie się koleś  gęsto tłumaczyć.
Nathan, oczywiście podąża za mną. Jakżeby inaczej.

Ze złością otwieram drzwi do pokoju bruneta. Widok dwóch męskich, w dodatku znajomych sylwetek trochę zbija mnie z tropu.
- Bane? No chyba robisz sobie ze mnie jaja.
W oka mgnieniu Alec przerywa namiętny pocałunek, uciekając w najdalszy kąt pokoju.  Szybko wciąga na ciebie  ściągnięty wcześniej t-shirt, z roztargnieniem szukając spodni. Czarodziej jednak wciąż leży na łóżku, zwijając się ze śmiechu.
- Jak zwykle w najlepszym momencie, cukiereczku.- Magnus podchodzi do mnie, po czym składa szybki pocałunek na moim czole. Odpycham go, co tylko potęguje jego rozweselenie.
- Gdzie jest mój pierścień, Bane?
- Tu i tam.- odpowiada, przewracając oczyma.
Słysząc jego słowa wzdycham z irytacją.
- Mówię poważnie, Magnus.
- Jest w moim domu. Przyniosę Ci go jak tylko dojdę do tego , na co został rzucony czar.
- A telefon?
Mężczyzna odwraca się  w stronę stołu stojącego pod ścianą, po czym rzuca do mnie urządzenie.
Łapię je zwinnym ruchem. Już mam się odwrócić, kiedy przypominam sobie o jednym szczególe.
-Czym mnie naćpałeś?
Nie ma mowy, żebym przespała 4 dni. Po tym co mi zrobiono, ciężko jest sprawić, żebym przespała jedną noc bez obudzenia się z krzykiem, nie mówiąc już o 4 dobach.
Zszokowana mina Aleca, mówi mi o tym, że brunet o niczym nie wiedział.
- O czym o na mówi, Magnusie?
Czarownik tylko macha na niego ręką.
- Gaz rozweselający.
I wszystko stało się jasne. To stąd to całe pieprzenie o baranku.
- Zmieniając temat: Co u młodego Penhallow’a? Musiało mu się naprawdę pogorszyć, skoro zainwestował w pierścienie.
Rzucam mordercze spojrzenie w stronę Podziemnego, po czym wychodzę z pokoju.
- Naszyjnik- rzucam przez ramię- Zbadaj naszyjnik.

Kończę wypowiedź, po czym łapię Nate’a za rękę i ciągnę go w stronę Sali treningowej.
***
Po wyczerpującym treningu wracam do pokoju i biorę prysznic. Nathan w tym czasie zgodził się
pójść na zakupy. Chwała mu za to.
Ubieram się w wygodne jeansy, szary t-shirt oraz kardigan. Na stopy wsuwam czarne botki, na szyi zapinam delikatny naszyjnik. Ciemne włosy spinam w niedbałego koka, a rzęsy przeciągam warstwą maskary. Maluję usta brzoskwiniową szminką, którą przed chwilą udało mi się odzyskać. Podłączam telefon oraz laptopa do ładowania, po czym wychodzę z pokoju.
Po upływie 40 minut wraz z Nate’m nakładamy zrobione przez nas naleśniki na talerze. Jestem lekko zaskoczona, że Isabelle oraz Jace zachowują się przyjaźnie w stosunku do Magnus’a. Wychowywali ich najbardziej uprzedzeni i nieznoszący zmian Nocni Łowcy jakich kiedykolwiek poznałam. A wierzcie mi, znam ich naprawdę sporo. Obserwuję jak James mierzwi włosy uśmiechniętemu Max’owi, który jest młodszą kopią starszego brata. Rozbawiona Clary rozmawia o czymś ze śmiejącym się Nate’m.
I przez jedną chwilę myślę, że nawet mogłabym tu zostać. Myślę, że Ci wszyscy młodzi ludzie mogliby być moją rodziną. Mogliby być całym moim światem.


Lecz wtedy słyszę ten głos, wypowiadający moje imię. Słyszę, jak rozmowy w pomieszczeniu milkną, lecz dla mnie to nie ma większego znaczenia. Odwracam się w stronę, z której dochodzi to ciepłe brzmienie, spoglądam w te stalowo błękitne tęczówki. Na chwiejnych nogach, podbiegam w jego stronę, rzucając się w jego wyciągnięte ramiona. Wtulam twarz w jego klatkę piersiową, czuję jak chłopak mocno przyciska mnie do siebie. Mierzwię dłonią jego brązowe włosy, wdycham jego zapach, który tak bardzo kojarzy mi się z domem.
- Boże, tak bardzo za tobą tęskniłam
 Jego cichy szept łaskocze moją szyję.
- Wierz mi, skarbie,ja za tobą bardziej.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Misie, moje kochane!
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba ;) Mnie osobiście najbardziej podoba się końcówka XD
Według moich obliczeń do końca tego roku powinnam skończyć Księgę pierwszą, więc pytanie do was: Czy chcecie kolejną???
Napiszę ją tak czy inaczej hahah.
Aha, jeśli ktoś jeszcze nie czyta bloga Wery i Ali, zapraszam na niego z całego serca. Ich historia jest przecudowna.
Rozdziały mam zamiar dodawać w weekendy, czyt. od piątku- do poniedziałku ( jakbym się w weekend jednak nie wyrobiła). Następny przewiduję w niedzielę lub poniedziałek w przyszłym tygodniu ( 01./02.11), ponieważ  w sobotę jadę na chrzciny kuzyna.
Ps. Słyszeliście nową piosenkę Adele??? "Hello" to cudo <3 <3 <3
-adeczka45



poniedziałek, 19 października 2015

Rozdział 16 cz.1 - Księga I

Rozdział dedykuję Mani Mai, która obchodzi we wtorek urodziny. Wszystkiego najlepszego, kochana :*
Jednocześnie chciałabym wam polecić jej bloga:
magiaprzeznaczenia.blogspot.com
***Sydney***
- Jesteś pewien, że  wszystko będzie z nią w porządku?- zaniepokojony głos, przebija się przez taflę wody, która mnie okrywa. Moje zmysły wciąż są przytłumione, ale jestem w stanie rozróżnić słowa.
-Tak, Alec.- odpowiada jego rozmówca.- Potrzebuje tylko trochę snu. Dajmy jej odpocząć.- znajomy głos dochodzi do moich uszu, ale nie potrafię go zidentyfikować. Hmmm… Dziwne
Czuję jak coś dotyka moich włosów, prawdopodobnie głaskając mnie po głowie. To miłe. Czuję się jak baranek . Taki milusi i biały niczym chmurka. Baranek, który biega po pastwisku, je zieloną trawę. Taki idealny do głaskania. Bo przecież baranki się głaska, prawda?
 ***
Czuję się jakby moje powieki były zrobione z ołowiu. Dosłownie.

Kiedy w końcu udaje mi się otworzyć oczy świat dookoła wciąż jest rozmazany, lecz już po kilku mrugnięciach, znów dostrzegam kontury.
Wzdycham, po czym przeciągam się na łóżku. Sprężyny materaca skrzypią pod wpływem mojego ruchu, przez co krzywię się  nieznacznie. Obrzucam wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajduję, jednocześnie podnosząc się do pozycji siedzącej.  Przez duże, zakratowane okna  do pokoju wpada jasne światło poranka. Sala przypomina, jedną z tych dziewiętnastowiecznych pomieszczeń dla chorych. Pełno tu metalowych łóżek, ich niegdyś błyszczące ramy teraz pokryte są czernią  Szare ściany, szara podłoga, szare meble. Wszystko szare. Wszystko oprócz fotela, pokrytego materiałem w kolorze zgniłej zieleni, na którym siedzi brunet. Jego kasztanowe włosy opadają niedbale na czoło, pomięta koszula świadczy o tym, że spędził w tej pozycji dłuższy czas. Jego oddech jest spokojny i głęboki. Dzięki Bogu. Nie znoszę kiedy śnią mu się koszmary.


Odkąd byliśmy małymi dziećmi zawsze starałam się odgonić jego senne zmory. Czasami nawet rezygnowałam z własnego odpoczynku, żeby tylko posiedzieć przy jego łóżku i popatrzeć jak śpi. On za to, każdego ranka opowiadał mi o tym co widział. Mówił mi o nocnych podróżach w nieznane, tych przyjemnych i tych strasznych. Byłam strażniczką jego snów. Jego powierniczką. Jego księżniczką.Jednak pewnego dnia ktoś to nam odebrał.

Burczenie w żołądku sprowadza mnie na ziemię.  Zwlekam się z łóżka, po czym zakładam na  stopy buty, które ktoś łaskawie zostawił przy moim łóżku. Odkrywam kołdrą śpiącego James’a, składam na jego czole delikatny pocałunek, po czym wymykam się z sali.

***
W kuchni i jadalni nie ma nikogo, co mówiąc szczerze sprawia mi radość. Nie mam ochoty słuchać jak to powinnam wrócić do łóżka i leżeć tam przez najbliższe 1000 godzin. 
Podchodzę do kuchennego blatu i napełniam kubek mocną kawą prosto z ekspresu. Upijam duży łyk gorącego napoju i stwierdzam, że własnie tego było mi trzeba. Otwieram białe drzwi lodówki,  po czym dowiaduję się, że świeci ona pustkami. Czy oni naprawdę nie potrafią nawet zrobić zakupów?!. Chwytam w dłoń ostatnie jabłko oraz kubek kawy i kieruję się do swojego pokoju.
_____________________________________________________
Misie, mam nadzieję, że pół-rozdział się podoba. Moja wena znowu się gdzieś rozmyła i wyszło to co wyszło. Druga połowa do końca tygodnia!!!

piątek, 9 października 2015

Rozdział 15- Księga I

Fanfary, proszę!!! Udało mi się napisać ten rozdział. Nareszcie. Mam nadzieję, żę rozdział wam się spodoba, bo naprawdę długo się nad nim męczyłam.
Liceum mnie dobija. Serio. Mam taki nawał nauki, że o mamuniu.
Rozdziały postaram się pisać krótsze, ale będę je wstawiać częściej. Nowy pojawi się prawdopodobnie  w następny weekend. Nie przedłużając, zapraszam do czytania.
-adeczka45
---------------------------------------------------------------------------------------------
*** Clary***
Sygnał nowej wiadomości, wydobywający się z mojej komórki,  przerywa odgłos szurania ołówka po cienkim papierze. Z irytacją zwlekam się z łóżka, by odczytać sms’a. Od mojej ‘kłótni’ z Jace’em  minęło dobre kilka godzin. Cały ten czas spędziłam siedząc w swoim pokoju, płacząc nad beznadziejnymi rysunkami, które wychodziły spod moich rąk.  Bądźmy szczerzy. Ten dzień jest do dupy.
Odblokowuję telefon, otwieram ikonkę wiadomości. O słodki Jezu! Czymże  zasłużyłam sobie na wiadomość od szanownej panny Sydney Cairstairs?!
„ Clay1, zbierz wszystkich w kuchni. Teraz. To pilne.
-S.”
Niedoczekanie. Skoro to takie pilne, niech sama to zrobi. Nie mam zamiaru ruszać się z łóżka.
Z powrotem zakopuję się w pościeli, lecz w pomieszczeniu znów rozlega się odgłos telefonu.
-Co znowu?!-warczę w przestrzeń, chwytając do ręki elektroniczne ustrojstwo.
„Chodzi o Alec’a”
Dobra, może jednak ruszę tyłek. Ale do Jace’a się nie pofatyguję. Za żadne skarby świata.
Związuję włosy w koński ogon, zmywam  rozmyty tusz z powiek, po czym przeciągam rzęsy nową warstwą maskary. Na mój rozciągnięty t-shirt, narzucam tylko sportową bluzę, pasującą do dresu, który mam na sobie. Dla rozładowania emocji, biorę jeden z sztyletów leżących na mojej toaletce, po czym precyzyjnym rzutem wbijam go w łazienkowe drzwi. Uśmiecham się do siebie, po czym szybkim krokiem wychodzę z pokoju.

Już jakieś pięć minut później całą trójką siedzimy w umówionym miejscu. Po chwili na korytarzu możemy wychwycić odgłos kroków, ciche sapanie napawa mnie niepokojem. I wtedy w drzwiach pojawiają się oni. Przemoczeni, bladzi, zakrwawieni. Na widok swojego półprzytomnego parabatai, Jace w oka mgnieniu zrywa się z krzesła, żeby już po chwili pomóc Sydney, która zwyczajnie przytaszczyła tu rannego, posadzić go na drewnianym krześle.  Zaniepokojona Isabelle od razu podbiega do brata, badając jego obrażenia, a następnie przy pomocy wilgotnego kawałka materiału zmywa krew z jego twarzy i poranionych ramion.
-Co na Anioła, wam się stało?- pyta Jace, ofensywnie patrząc na Sydney. Ta zaś, jak gdyby nic się nie stało, podchodzi do kuchennego blatu, zaparzając sobie kawę.
Następnie z  gracją wsuwa się na jedno z dębowych, barowych stołków, pociągając przy tym łyk espresso.  Z kieszeni kurtki wyciąga swojego IPhone’a, po czym zaczyna  coś na nim pisać, wciąż ignorując poddenerwowane rodzeństwo.
-Zaatakowały mnie.-ku zaskoczeniu wszystkich w kuchni rozbrzmiewa głos, już w pełni przytomnego Alec’a. Brunet natarczywie wpatruje się w Sydney, jakby dzięki temu mógł poznać wszystkie jej sekrety. Dziewczyna jednak ewidentnie powstrzymuje się przed odwzajemnieniem spojrzenia.
-Kto Cię zaatakował?- poddenerwowany ton Isabelle rozbrzmiewa w kuchni.
-Demony.-dodaje chłopak, wciąż nie odrywając wzroku od pięknej twarzy czarnowłosej. Nocna łowczyni wypija kolejny łyk kawy, zaciska szczękę, splatając ręce na piersiach.
-Jak do tego doszło?!- pyta krzykiem Izzy, wciąż próbując pozbyć się śladów po ranach krewnego.
-I dlaczego ona nie ma nawet jednego cholernego zadrapania?!-wybucha Jace
-Tak się składa, że ‘ona’ ma uszy i wszystko słyszy.- opanowany głos Sydney rozlega w pomieszczeniu. Dziewczyna ciągle wpatruje się w ekran komórki, jakby  wszystko dookoła zniknęło.
Młoda Lightwood , starannie zmywa krew, obserwując mimikę twarzy brata. Alec stanowczym ruchem odpycha od siebie ręce siostry, cały czas wyczekująco patrząc na szarooką. Isabelle jednak nie poddaje się, chcąc za wszelką cenę oczyścić rany bruneta.
- Do diabła, Izzy!-wybucha chłopak- Nic mi się nie stało, do chole…!
Huk uderzenia pięścią o drewniany blat przerywa wypowiedź nastolatka. Zaskoczone twarze odwracają się w stronę, z której pochodzi odgłos. Czarnowłosa gniewnie ściska szczękę, zaciskając dłonie w pięści.
- Omal zginąłeś, Alec!- podniesiony głos Sydney, sprawia, że żadne z nas nie potrafi się ruszyć,- Omal zginąłeś i mówisz, że nic Ci się nie stało?! Czy ty w ogóle próbowałeś je zabić?!- wykrzykuje dziewczyna, po czym zrezygnowana opuszcza głowę. Ukrywa twarz w dłoniach, a jej cichy szept  rozpływa się w przestrzeni.-Omal zginąłeś.

Zszokowani wpatrujemy się w skuloną postać nastolatki. Nocna łowczyni unosi głowę, wykonuje głęboki wdech. Szybko wypuszcza całe powietrze nagromadzone w płucach, otwierając powieki. Błyskawicznym ruchem ręki sięga po filiżankę, po czym dopija resztkę espresso.  Z trzaskiem odstawia naczynie na ceramiczny talerzyk, pewnie wyładowując w ten sposób swoją złość
Zrezygnowany Alec  przeczesuje dłonią swoje kasztanowe włosy. Rzuca jeszcze jedno spojrzenie w stronę czarnowłosej, po czym podnosi się z krzesła, ruszając do wyjścia.

-Dobra, niech stracę.- opanowany głos Sydney, rozlega w pomieszczeniu-  Będę Cię trenować.
W Sali przez chwilę panuje  absolutna cisza, którą już po chwili przerywa gromki śmiech.
Zirytowana spoglądam w stronę, z której wydobywa się odgłos. Jace… A któżby inny.
- Będziesz go trenować??? Nie, no naprawdę, dobry żart.- mówi, wciąż trzęsąc się ze śmiechu.
Rzucam oceniające spojrzenie w stronę czarnowłosej.  Wszystkie mięśnie jej smukłego ciała napięły się, niczym u geparda oczekującego do skoku. Jej zaciśnięta szczęka sygnalizowała furię, a przepełnione rządzą krwi szare tęczówki spoglądądają wściekle na blondyna.
-Sądzisz, że potrafisz zrobić to lepiej?- jej głos przecina powietrze niczym najszybsza strzała.
- Na tysiąc procent.- mówi z przekąsem Jace- Kotku.
W następnej chwili już leży na ziemi.
***Sydney***
Rozstawiam ramiona blondyna na szerokości  barków, jednocześnie przyciskając jego nadgarstki do
marmurowej posadzki. Chłopak  próbuje mi się wyrywać, jednak bez większego sukcesu. 
-Daj mu spokój, Cairstair.- głos Isabelle sprowadza mnie na ziemię.
Z szałem podnoszę się z blondyna, jednocześnie odwracając się w stronę brunetki.
- Chcesz skończyć na jego miejs…?- urywam w połowie słowa. Czuję jak krew odpływa z mojej twarzy.
Wpatruję się w niebieski kamień zawieszony na jej szyi. Cofam się o krok, zginając się wpół. Mam wrażenie,  jakby ktoś właśnie kopnął mnie w brzuch. Wszystko wokół wiruje, zbiera mi się na wymioty. Kontury tracą swą ostrość, pomieszczenie rozmazuje się  przed moimi oczyma.

A ja znów leżę na łące. Wiatr rozwiewa zielone źdźbła trawy, czysta niczym łza woda strumienia lśni w blasku słońca. Zamykam oczy, wdychając świeże wiosenne powietrze. Czuję jak jego dłonie bawią się moimi kruczoczarnymi włosami, zaplata ich kosmyk wokół swojego palca. Składa lekki pocałunek na moim czole. Układa swoje ciało tuż obok mojego. Wtula twarz w zagłębienie mojej szyi, czuję jak wdycha mój zapach. Chwyta moją rękę, splatając nasze palce. Unosi moją dłoń do ust, po czym całuje moje knykcie.
Uśmiecham się lekko, delikatny wietrzyk gładzi moją twarz. Czuję jak podnosi skalny odłamek wiszący na mojej szyi ku słońcu, oczami wyobraźni widzę jak z zafascynowaniem przygląda się, mieniącemu się w świetle słonecznym kamieniowi .
-Jesteś tytanem, Sunny.- jego ciszy szept łaskocze moją szyję.- Jesteś silniejsza niż wszyscy inni. Dasz radę każdemu.-mruczy do mojego ucha.- Wiem, że dasz.
- Ile razy mówiłam, żebyś mnie nie tak nie nazywał?-pytam ze śmiechem
Otwieram oczy od razu napotykając te piękne tęczówki, które tak bardzo kochałam.
Chłopak uśmiecha się do mnie, a ja podnoszę się z ziemi. Siadam na jego kolanach, on otula mnie swoimi ramionami. Młody mężczyzna przybliża swoją twarz do mojej.

-Już nie będę.-nasze oddechy łączą się, wdychamy to samo powietrze. – Sunny.
Widząc moją nadąsaną minę, wybucha śmiechem. Popycham go na miękkie podłoże, po czym siadam na nim okrakiem. Chłopak szczerzy się do mnie, a ja przewracam oczyma. Prawdę mówiąc w tej chwili mało mnie obchodzi to,  jak mnie nazywa. Liczy się tylko to, że on należy do mnie, a ja do niego.  
Jego radosny śmiech, sprawia, że nie potrafię dłużej się na niego złościć. Pochylam się nad nim, po czym przyciskam wargi do jego ust, całując  go delikatnie. Wtulam się w ciało mężczyzny, przytulam głowę  do jego klatki piersiowej.  Słucham bicia jego serca, ten spokojny rytm ukaja moje nerwy.
Uderzenie, uderzenie, przerwa.
Uderzenie, uderzenie, przerwa.
Uderzenie, uderzenie, przerwa.
- Tak bardzo Cię kocham.- jego głos otacza mnie ze wszystkich stron- Nie pozwolę, żeby ktoś Cię skrzywdził, Sunny. Nigdy.

I pomyśleć, że kiedyś w to wierzyłam…
----------------------------------------------------------------------------------------------
Dla ciekawych tak wygląda tytanowy naszyjnik Syd/Isabelle ( bo miały ten sam hihihihi)