***Thomas***
Równomierny oddech czarnowłosej to jedyna rzecz na jakiej skupiałem się w ciągu ostatnich trzech dni. Będzie nieprzytomna jeszcze przez co najmniej dwa dni. Dzisiaj jej skóra nabrała trochę więcej koloru, lecz jej ciało wciąż jest straszliwie wyziębione.
Okryłem ją szczelniej kołdrą, po czym odgarnąłem hebanowy kosmyk, który opadł na jej twarz. Pogładziłem jej chłodny policzek, myśląc o tym, jak bardzo pragnę, żeby już teraz otworzyła swoje piękne oczy i obdarzyła mnie tym uroczym zaspanym spojrzeniem.
Mruknąłem cicho zirytowany, kiedy po raz tysięczny w przeciągu trzech dni słyszę pukanie do drzwi.
Złożyłem lekki pocałunek na czole czarnowłosej, po czym zwlokłem się z łóżka.
Zastanawiałem się kogo ujrzę pod drzwiami tym razem. W ciągu ostatnich trzech dni była tu istna pielgrzymka. Lightwood, bodajże Alexander, James, który zdążył się już obudzić i ledwo trzymał się na nogach. Wpadł też Nathan, któremu lekko mówiąc kazałem iść do diabła. O dziwo, Magnus okazał się być całkiem pomocny, mówiąc wszystkim, żeby dali nam wreszcie spokój. Trochę pomogło.
Otworzyłem drzwi mocnym szarpnięciem, wpuszczając do pokoju falę zimnego powietrza.
- Wyglądasz fatalnie, Tom- spuściłem niżej wzrok, żeby spojrzeć w oczy młodej Morgenstern.
- Nie sposób się nie zgodzić- odpowiedziałem, uśmiechając się krzywo.
W ciągu tych trzech dni, to Clary była jedyną osobą z którą rozmawiałem. Może dlatego, że nie zadawała zbędnych pytań. A może dlatego, że zawsze przynosiła mi kawę i coś do jedzenia.
Wpuściłem dziewczynę do środka. Zielonooka zajęła miejsce na fotelu, stojącym obok łóżka, po czym podała mi kawę i bajgla z sałatą i serem.
Naprawdę zdążyłem polubić tego małego rudzielca.
Przysiadłem na łóżku obok Sydney, chwytając w dłoń gorący kubek.
- Lepiej z nią?- spytała cicho Fray
Westchnąłem, przeczesując włosy palcami.
- Troszeczkę.-odpowiedziałem, gładząc blady policzek czarnowłosej
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, pijąc swoją zieloną herbatę.
-Widać to, wiesz?-głos nastolatki wyrywał mnie z zamyślenia.
-Co?-spytałem lekko zaskoczony, odwracając się w stronę Clary
Uśmiech rudowłosej poszerzył się nieznacznie.
-Kochasz ją.-stwierdziła, po czym bierze łyk gorącego napoju- A ona kocha Ciebie.
Złożyłem usta w smutnym uśmiechu,
- W końcu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
Clary zmrużyła swoje zielone oczy, ukazując w ten sposób swoje podirytowanie.
-Wiesz o czym mówię, Tom. Kochasz ją w ten sposób.
W pokoju zaległa cisza. Napiłem się kawy, wpatrując się w spokojną twarz Sydney. Jej klatka piersiowa unosiła się lekko w rytm jej cichego oddechu.
- A jakie to ma znaczenie?- mruknąłem pod nosem- Jestem dla niej jak brat. Na Anioła, czyż to nie jest zabawne? Ja i James. Jesteśmy w niej cholernie zakochani, lecz ona traktuje nas jak braci. Jedyną osobą, która naprawdę cieszy się z tego miana jest chyba Chris.
-Chris?- spytała dziewczyna zaciekawiona
-Christopher to kuzyn Sydney. Jest od niej starszy o dwa lata. Ojciec Syd adoptował go, kiedy jego rodzice zginęli. Chris miał wtedy 5 lat. Eric za bardzo kochał siostrzeńca, żeby wysłać go do Akademii, więc zabrał go z twoim bratem i Sydney do Australii.
-Nie rozumiem.- szepnęła zagubiona dziewczyna- Co robił tam Johnatan? Sydney mówiła mi, że nasi rodzice byli blisko,ale...
- Powiedziała Ci o tym?-spytałem lekko zaskoczony. Czarnowłosa rzadko się komuś zwierza.- O tym kim jest też?
- Chodzi Ci o to, że naprawdę ma na imię Samantha?- spytała, na co ja odpowiedziałem lekkim skinięciem głowy.- Tak, ale za wiele mi to nie mówi?
Zszokowany patrzyłem na rudowłosą.
-Nie słyszałaś o niej? Widać, że jesteś w naszym świecie nowa.- odpowiadziałem z przekąsem
Dziewczyna w odpowiedzi posłała mi ironiczny uśmiech.
- Syd to żywa legenda, Clary. Serio. Wątpię w to czy mówiła Ci o tym kim są nasi rodzice. Prawdę mówiąc poznaliśmy się z Syd, właśnie dzięki nim.- powiedziałem, po czym odgryzłem kawałek bajgla.- Moja mama jest Konsulem. Kiedy Sydney miała 12 lat jej tata został wybrany na Inkwizytora. Dlatego musieli wrócić z Australii.
-Z Australii?
- Sydney urodziła się w Australii. A dokładniej w Sydney. Kocha tamtejsze miasta, ludzi, klimat i plaże. Nigdy nie lubiła imienia Samantha. Kazała nazywać się Sydney. Jedyną osoba, która wciąż dąży do jej oryginalnego imienia jest Eric (od aut. ojciec Syd). Boże, Syd zawsze się krzywi kiedy nazywa ją "swoją, małą Sammy".- opowiadałem ze śmiechem
Rudowłosa uśmiechała się lekko słuchając mojej opowieści.
- Wracając do Samanthy. W naszym świecie jest znana jako bezlitosna Nocna Łowczyni. Perfekcyjna w każdym calu. Nigdy nikt jej nie pokonał. W niczym. Ale swoją 'wielkość'zawdzięcza czemuś czemu nie podołał jeszcze nikt. Sydney zabiła Abbadon'a. I wiem, że nie ma się co szczycić morderstwem, lecz od powstania tego świata żadne stworzenie nie śmiało nawet powiedzieć złego słowa o wielkich demonach. A Sydney, moja Sydney zabiła ich króla.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, pijąc swoją zieloną herbatę.
-Widać to, wiesz?-głos nastolatki wyrywał mnie z zamyślenia.
-Co?-spytałem lekko zaskoczony, odwracając się w stronę Clary
Uśmiech rudowłosej poszerzył się nieznacznie.
-Kochasz ją.-stwierdziła, po czym bierze łyk gorącego napoju- A ona kocha Ciebie.
Złożyłem usta w smutnym uśmiechu,
- W końcu jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.
Clary zmrużyła swoje zielone oczy, ukazując w ten sposób swoje podirytowanie.
-Wiesz o czym mówię, Tom. Kochasz ją w ten sposób.
W pokoju zaległa cisza. Napiłem się kawy, wpatrując się w spokojną twarz Sydney. Jej klatka piersiowa unosiła się lekko w rytm jej cichego oddechu.
- A jakie to ma znaczenie?- mruknąłem pod nosem- Jestem dla niej jak brat. Na Anioła, czyż to nie jest zabawne? Ja i James. Jesteśmy w niej cholernie zakochani, lecz ona traktuje nas jak braci. Jedyną osobą, która naprawdę cieszy się z tego miana jest chyba Chris.
-Chris?- spytała dziewczyna zaciekawiona
-Christopher to kuzyn Sydney. Jest od niej starszy o dwa lata. Ojciec Syd adoptował go, kiedy jego rodzice zginęli. Chris miał wtedy 5 lat. Eric za bardzo kochał siostrzeńca, żeby wysłać go do Akademii, więc zabrał go z twoim bratem i Sydney do Australii.
-Nie rozumiem.- szepnęła zagubiona dziewczyna- Co robił tam Johnatan? Sydney mówiła mi, że nasi rodzice byli blisko,ale...
- Powiedziała Ci o tym?-spytałem lekko zaskoczony. Czarnowłosa rzadko się komuś zwierza.- O tym kim jest też?
- Chodzi Ci o to, że naprawdę ma na imię Samantha?- spytała, na co ja odpowiedziałem lekkim skinięciem głowy.- Tak, ale za wiele mi to nie mówi?
Zszokowany patrzyłem na rudowłosą.
-Nie słyszałaś o niej? Widać, że jesteś w naszym świecie nowa.- odpowiadziałem z przekąsem
Dziewczyna w odpowiedzi posłała mi ironiczny uśmiech.
- Syd to żywa legenda, Clary. Serio. Wątpię w to czy mówiła Ci o tym kim są nasi rodzice. Prawdę mówiąc poznaliśmy się z Syd, właśnie dzięki nim.- powiedziałem, po czym odgryzłem kawałek bajgla.- Moja mama jest Konsulem. Kiedy Sydney miała 12 lat jej tata został wybrany na Inkwizytora. Dlatego musieli wrócić z Australii.
-Z Australii?
- Sydney urodziła się w Australii. A dokładniej w Sydney. Kocha tamtejsze miasta, ludzi, klimat i plaże. Nigdy nie lubiła imienia Samantha. Kazała nazywać się Sydney. Jedyną osoba, która wciąż dąży do jej oryginalnego imienia jest Eric (od aut. ojciec Syd). Boże, Syd zawsze się krzywi kiedy nazywa ją "swoją, małą Sammy".- opowiadałem ze śmiechem
Rudowłosa uśmiechała się lekko słuchając mojej opowieści.
- Wracając do Samanthy. W naszym świecie jest znana jako bezlitosna Nocna Łowczyni. Perfekcyjna w każdym calu. Nigdy nikt jej nie pokonał. W niczym. Ale swoją 'wielkość'zawdzięcza czemuś czemu nie podołał jeszcze nikt. Sydney zabiła Abbadon'a. I wiem, że nie ma się co szczycić morderstwem, lecz od powstania tego świata żadne stworzenie nie śmiało nawet powiedzieć złego słowa o wielkich demonach. A Sydney, moja Sydney zabiła ich króla.
- "Perfekcyjna w każdym calu."- mruknęła Nocna Łowczyni pod nosem-To by się zgadzało.
Puściłem jej uwagę mimo uszu.
-Miała szesnaście lat, kiedy to zrobiła. Wszyscy znali ją już dużo wcześniej. Od dawna było wiadome, że dokona wielkich rzeczy.
-Chodzi Ci o jej moc?
- Moc? -parsknąłem mrocznym śmiechem- Nie nazwałbym tego mocą. Raczej darem. Darem, za który każdego cholernego dnia musi płacić wysoką cenę. Na Anioła, Clary, nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo ona cierpi. A fakt, że czasami musi zmagać się z tym sama, bo nie zawsze mogę przy niej być, naprawdę mnie dobija.
- To nie twoja wina, Thomas.
- Wiem, że to nie moja wina. Nie mogę odwrócić tego, co zrobiła jej Katherine. Ale jeśli jestem w stanie chociaż odgonić jej koszmary, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tak się stało. -westchnąłem, ukrywając twarz w dłoniach- Syd powiedziała kiedyś, że jestem jej własnym promieniem światła. Że kiedy jestem blisko niej, ciemność, która ją otacza znika. Nie całkowicie, ale szarówka jest lepsza niż kompletna ciemność.
Przez kilka kolejnych minut siedzieliśmy w ciszy, zatopieni we własnych myślach.
-Co powiesz na Kalifornię?- spytałem, wyrywając ją z zamyślenia.
-Hmmm?- mruczy lekko zaskoczona
- Pomyślałem, że Sydney przydałyby się małe wakacje. No wiesz, po tym co się stało, stwierdziłem, że mogłaby się trochę odprężyć. -powiedziałem- Słyszałem, że nigdy nie byłaś poza stanem. Myślę, że Syd nie miałaby nic przeciwko gdybyś pojechała z nami.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie chcę wam w niczym przeszkadzać. Poza tym nie mam pieniędzy na wyjazd.
Słysząc jej słowa machnąłem tylko ręką.
-Pieniądze to nie problem, Clary. Syd i Chris mają dom w Santa Barbara. Jeśli masz ochotę możesz ze sobą James'a czy któreś z Lightwood'ów.
-Nawet Jace'a?- spytała cicho
-Nawet Jace'a. - odetchnąłem głęboko
- I mam uwierzyć, że Syd to nie przeszkadza?- ironiczny uśmiech rozkwitł na jej twarzy
- Zajmę się Sydney. Poza tym, uważam, że twoja mama chciałaby, żebyś dała sobie chwilkę wytchnienia.
-Chyba masz rację- ruda westchnęła lekko
-To jaka będzie twoja decyzja?
- Z chęcią pojadę- odparła po chwili z nieśmiałym uśmiechem.
15 godzin później...
Przez kilka kolejnych minut siedzieliśmy w ciszy, zatopieni we własnych myślach.
-Co powiesz na Kalifornię?- spytałem, wyrywając ją z zamyślenia.
-Hmmm?- mruczy lekko zaskoczona
- Pomyślałem, że Sydney przydałyby się małe wakacje. No wiesz, po tym co się stało, stwierdziłem, że mogłaby się trochę odprężyć. -powiedziałem- Słyszałem, że nigdy nie byłaś poza stanem. Myślę, że Syd nie miałaby nic przeciwko gdybyś pojechała z nami.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie chcę wam w niczym przeszkadzać. Poza tym nie mam pieniędzy na wyjazd.
Słysząc jej słowa machnąłem tylko ręką.
-Pieniądze to nie problem, Clary. Syd i Chris mają dom w Santa Barbara. Jeśli masz ochotę możesz ze sobą James'a czy któreś z Lightwood'ów.
-Nawet Jace'a?- spytała cicho
-Nawet Jace'a. - odetchnąłem głęboko
- I mam uwierzyć, że Syd to nie przeszkadza?- ironiczny uśmiech rozkwitł na jej twarzy
- Zajmę się Sydney. Poza tym, uważam, że twoja mama chciałaby, żebyś dała sobie chwilkę wytchnienia.
-Chyba masz rację- ruda westchnęła lekko
-To jaka będzie twoja decyzja?
- Z chęcią pojadę- odparła po chwili z nieśmiałym uśmiechem.
15 godzin później...
***Sydney***
Biegłam, choć tak bardzo starałam się zatrzymać. Moje nogi poruszały się wbrew mojej woli. Potykałam się o wystające krzewy kolczaste, co chwila upadając na kolana. Powoli opadałam z sił, dygotałam z zimna. Jasna poświata utworzona przez księżyc oświetlała mi drogę przez zarośla. Mroczny las napawał mnie uczuciem, którego tak dawno nie czułam.
Napawał mnie strachem.
Zarośla stopniowo się przerzedzały, zamieniając się w otwartą polanę. Chłodna mgła wiła się wokół moich nagich kostek, a powietrze, które wypuszczałam z ust, zamieniało się w szare dymki pary. Kiedy dotarłam na sam środek rozległej polany, moje nogi gwałtownie się zatrzymały. Ze zmęczenia opadłam na kolana, zwijając się w kłębek, próbując choć trochę się ogrzać.
-Dawno się nie widzieliśmy, Sunny.
Znajomy głos, sprawił, że moje serce zaczęło bić szybciej. Mój puls jednak nie zamienił się w szaleńczy galop ze względu na ekscytację.
To również był strach.
Z przerażeniem rozejrzałam się po polanie, szukając źródła głosu. W odległości zaledwie kilku kroków, stał on, w całej swojej chwale. Jego jasne włosy wciąż układały się w uroczym nieładzie, a błękitne oczy patrzyły na mnie, tak jakby mógł zobaczyć najciemniejsze zakątki mojej duszy.
-Sebastian- mój ochrypły szept, był tak cichy, że ledwie ja go słyszałam
Chłopak pokonał dzielącą nas przestrzeń, po czym uklęknął przede mną. Z czułością ujął moją twarz w dłonie, zakładając zabłąkany kosmyk moich włosów za ucho.
I nie ważne jak bardzo tego nie chciałam, moje ciało zadecydowało za mnie.
Przywarłam do niego całym ciałem, wtulając się w jego ramiona. Blondyn zamknął mnie w silnym uścisku, tuląc mnie do swojej piersi. Wsunęłam się na jego kolana, ukrywając twarz w jego klatce piersiowej. Gwałtowny szloch wstrząsnął moim ciałem, gorące łzy spłynęły po chłodnych policzkach.
-Już dobrze, Sunny. Zaopiekuję się tobą.- szeptał, gładząc mnie po plecach.
Wczepiłam mocno palce w jego podarty t-shirt, łkając cicho. Płakałam z tęsknoty. Z tęsknoty za nami. Za nim. Za beztroską dziewczyną, którą byłam kiedyś. Dziewczyną, która nie żyła przeszłością, nie tkwiła w teraźniejszości, ani nie martwiła się o przyszłość. Dziewczyną, która była szaleńczo zakochana, w tym blondwłosym chłopcu, który teraz obejmował ją czule. Dziewczyną, która ślepo wierzyła w każde jego słowo.
-Wszystko będzie dobrze, kotku.-szeptał w moje włosy- Nie pozwolę, żeby ktoś Cię skrzywdził.
Tak, definitywnie nie byłam już tamtą dziewczyną.
Napawał mnie strachem.
Zarośla stopniowo się przerzedzały, zamieniając się w otwartą polanę. Chłodna mgła wiła się wokół moich nagich kostek, a powietrze, które wypuszczałam z ust, zamieniało się w szare dymki pary. Kiedy dotarłam na sam środek rozległej polany, moje nogi gwałtownie się zatrzymały. Ze zmęczenia opadłam na kolana, zwijając się w kłębek, próbując choć trochę się ogrzać.
-Dawno się nie widzieliśmy, Sunny.
Znajomy głos, sprawił, że moje serce zaczęło bić szybciej. Mój puls jednak nie zamienił się w szaleńczy galop ze względu na ekscytację.
To również był strach.
Z przerażeniem rozejrzałam się po polanie, szukając źródła głosu. W odległości zaledwie kilku kroków, stał on, w całej swojej chwale. Jego jasne włosy wciąż układały się w uroczym nieładzie, a błękitne oczy patrzyły na mnie, tak jakby mógł zobaczyć najciemniejsze zakątki mojej duszy.
-Sebastian- mój ochrypły szept, był tak cichy, że ledwie ja go słyszałam
Chłopak pokonał dzielącą nas przestrzeń, po czym uklęknął przede mną. Z czułością ujął moją twarz w dłonie, zakładając zabłąkany kosmyk moich włosów za ucho.
I nie ważne jak bardzo tego nie chciałam, moje ciało zadecydowało za mnie.
Przywarłam do niego całym ciałem, wtulając się w jego ramiona. Blondyn zamknął mnie w silnym uścisku, tuląc mnie do swojej piersi. Wsunęłam się na jego kolana, ukrywając twarz w jego klatce piersiowej. Gwałtowny szloch wstrząsnął moim ciałem, gorące łzy spłynęły po chłodnych policzkach.
-Już dobrze, Sunny. Zaopiekuję się tobą.- szeptał, gładząc mnie po plecach.
Wczepiłam mocno palce w jego podarty t-shirt, łkając cicho. Płakałam z tęsknoty. Z tęsknoty za nami. Za nim. Za beztroską dziewczyną, którą byłam kiedyś. Dziewczyną, która nie żyła przeszłością, nie tkwiła w teraźniejszości, ani nie martwiła się o przyszłość. Dziewczyną, która była szaleńczo zakochana, w tym blondwłosym chłopcu, który teraz obejmował ją czule. Dziewczyną, która ślepo wierzyła w każde jego słowo.
-Wszystko będzie dobrze, kotku.-szeptał w moje włosy- Nie pozwolę, żeby ktoś Cię skrzywdził.
Tak, definitywnie nie byłam już tamtą dziewczyną.