Cześć, słoneczka!
Mam nadzieję, że spodoba wam się pierwszy rozdział. Akcja toczy się 4 miesiące po zakończeniu 25 rozdziału Księgi I. Rozdział nie sprawdzany, więc przepraszam za możliwe błędy. Miłego czytania <3.
Mam nadzieję, że spodoba wam się pierwszy rozdział. Akcja toczy się 4 miesiące po zakończeniu 25 rozdziału Księgi I. Rozdział nie sprawdzany, więc przepraszam za możliwe błędy. Miłego czytania <3.
*** Thomas***
Świeży
zapach trawy i mchu wypełnił moje
nozdrza, kiedy zeskoczyłem na ziemię. Zebrałem lejce, po czym pogładziłem konia
po pysku. Był to piękny ogier czarnej maści. Niemal tak samo dostojny i
oszałamiający jak jego właścicielka. Na mojej twarzy bezwiednie pojawił się
smutny uśmiech. Wspomnienie jej czarnych włosów, targanych przez wiatr, kiedy
mknęła galopem na grzbiecie Huntera, było aż nazbyt bolesne. Westchnąłem,
zamykając oczy.
Co do diabła sobie myślałem, przyjeżdżając
tutaj? W dodatku na jej koniu?
Chyba po prostu byłem
cholernym masochistą.
Z westchnieniem
wypuszczam powietrze, po czym przywiązuję zwierzę do drzewa. Gdyby spróbował
przecisnąć się przez te krzaki, mógłby zrobić sobie krzywdę. Z kieszeni
wyciągnąłem zielone jabłko i nakarmiłem nim wierzchowca. Ponownie pogładziłem
go po głowie, po czym ruszyłem przez zarośla. Kilka minut później stanąłem na
niewielkiej polanie, patrząc na wodospad, wpadający do małego jeziora.
Ściągnąłem skórzane buty, rzucając je na bok, po czym ruszyłem do skały, na
której zawsze siadała, kiedy musiała nad czymś pomyśleć. Czysta woda, obmyła
moje stopy, sprawiając, że przeszedł mnie dreszcz. Siedziałem tak przez dłuższy
czas, po raz n-ty w ciągu ostatnich czterech miesięcy starając się zrozumieć, dlaczego odeszła. Dlaczego
zostawiła nas wszystkich? Nawet młodsze rodzeństwo? To było niepodobne do
Sydney, którą znałem. Może dlatego, że wcale jej nie znałem. Rozmyślałem o wszystkich słodkich i gorzkich
chwilach, które dzieliliśmy. O zapachu jej włosów i blasku w oczach, kiedy się
śmiała. Wspominałem odgłos jej bosych kroków i łagodny uśmiech, kiedy spała
przy moim boku. Zastanawiałem się, gdziekolwiek
teraz jest i cokolwiek robi, czy jest szczęśliwa. Czy w nocy budzi się, nękana
koszmarami? Czy może raczej z uśmiechem na ustach, w ramionach ukochanego?
- Nie
mogę uwierzyć, że wziąłeś Huntera.- cichy głos, rozlega się za moim plecami,
wyrywając mnie z transu. Obracam się zauważając sylwetkę mojego parabatai, Will’a.
Podchodzi kilka kroków bliżej, po czym siada obok mnie.
-Kiedy zobaczyłem go,
przywiązanego to tego samego drzewa co zawsze… - zaczyna, nie odrywając wzroku
od przejrzystej tafli jeziora – przez sekundę myślałem, że to ona. Pamiętam jak
bardzo kochała… to znaczy kocha to miejsce. – wzdycha ze smutkiem, przenosząc wzrok
na starą huśtawkę, wiszą nad wodą. – Tęsknię za tymi ciepłymi dniami, które tu
spędzaliśmy. Tylko ty, ja, Lissa i… Syd. Była moją pierwszą, wiesz? Pierwszą
dziewczyną, którą pocałowałem. – szepcze, a jego słowa sprawiają, że ostrze
wbite w moje serce, boleśnie się obraca – Zabrałem ją tu, w lato, kiedy się tu przeprowadziła.
Miała dwanaście lat, ja trzynaście. Byłem jedyną osobą, którą znała, a ty i Mel
byliście wtedy na wakacjach we Włoszech,
więc pomyślałem, że zabranie jej w nasze sekretne miejsce nie zrobi dla was różnicy.
Byliście na mnie tacy wściekli – śmieje się
cicho, lecz chwilę później milknie.
- Tęsknisz za nią? – pyta,
zerkając na mnie.
Przełykam ślinę. Boję się, że
odpowiedź na to pytanie sprawi, że rozpadnę się na kawałki.
- A ty? – odpowiadam pytaniem na
pytanie, nie odrywając wzroku od tafli wody.
- Cholernie. – szepcze cicho –
Ściemnia się – dodaje , wstając - Powinniśmy się zbierać.
Kiwam głową, ruszając w jego
ślady. Po chwili siedzimy już w siodłach.
- Kto ostatni w mieście, ten
przegrywa! – rzuca mi przez ramię wesoły uśmiech, po czym puszcza się galopem,
w stronę celu.
Uśmiecham się krzywo, ruszając za nim.
- Nie
masz szans, przyjacielu.
- Jakieś plany na wieczór? – pyta
William, kiedy kończymy czyścić konie
- Chyba skoczę do Alice. –
mruczę, zerkając na niego przelotnie.
Brunet
wzdycha cicho, słysząc imię mojej
dziewczyny, ale tak jak się tego spodziewam, nie komentuje tego. Pomimo, że zauważam
błysk gniewu w jego oczach, wiem, że jest moim najlepszym przyjacielem i stara
się mnie wspierać, chociaż nie zawsze podobają mu się moje decyzje. Znacznie
inaczej jest z Melissą, która już pierwszego dnia mojego związku, powiedziała
mi co o tym myśli. To nie był przyjemny wieczór.
- W
takim razie, ja pojadę do Lissy. Zaczyna mi zarzucać, że w ogóle się nią nie
interesuję. – mówi ze śmiechem.
Kręcę
głową, parskając śmiechem. Wszyscy wiedzą, że Will wręcz szaleje za swoją złotowłosą
blondyneczką, jak to ją czasem nazywa.
- Masz
ochotę wcześniej coś zjeść? - pytam,
kierując się w stronę drzwi wejściowych.
- Na
jedzenie zawsze mam czas. – odpowiada z krzywym uśmiechem, kiedy wchodzimy do
środka.
Kiedy
zapalam światło omal nie potykam się o ogromną ciemnoróżową walizkę, leżącą w
progu.
- Co do
chole…- mruczę, przestawiając ją, umożliwiając przejście. W korytarzu znajduje
się jeszcze kilka innych bagaży, w różnych rozmiarach i kolorach.
-Mamo? –
pytam, kiedy razem z Liamem przechodzimy w stronę salonu.
-
Jestem w kuchni, kochanie! – odpowiada moja rodzicielka.
- Co te
wszystkie walizki robią w progu? – pytam, całując mamę w policzek.
Wzdycha
cicho, mieszając w garnku zupę dyniową.
-
Przepraszam, Tom, zapomniałam Ci powiedzieć. Zaprosiłam kilkoro gości. Znaleźli
się w naprawdę kiepskiej sytuacji. Ich rodzice są ścigani przez Clave, a oni
naprawdę nie mają nikogo, kto mógłby się nimi zająć od zaraz. My za to mieszkamy we dwójkę w tym wielkim
domu i pomyślałam, że może nam się przydać małe towarzystwo. Masz coś
przeciwko?
Uśmiecham się lekko.
- Nie, jasne, że nie. Długo
zostaną?
- Kilka
tygodni. Może miesięcy. To zależy od tego jak długo zajmie nam znalezienie ich
ojca. Matka poddała się dobrowolnie. Jej
zarzuty nie są tak poważne jak jej męża, więc
łatwiej będzie ją ułaskawić. – mruczy, wzdychając – Nie możemy jednak
tego zrobić do póki nie znajdziemy jej męża. Należy do kręgu, więc jego zlokalizowanie będzie niemal tak samo niemożliwe jak …-urywa,
rumieniąc się lekko.
Tak samo niemożliwe jak znalezienie Sydney ,dodaję
w myślach.
Rodzicielka
uśmiecha się do mnie przepraszająco.
-
Jesteście głodni?- pyta, zerkając na mnie i na Willa.
- Tylko
odrobinkę, Ellie. – odpowiada brunet, powodując w ten sposób wybuch śmiechu
mamy.
-
Nakryjcie do stołu chłopcy. Mamy czwórkę gości.
Zająłem
się rozkładaniem talerzy, kiedy dobiegł krzyk z piwnicy. Skądś znałem ten głos.
-Zamiast
siedzieć na tym leniwym tyłku lepiej pomógłbyś mi zanieść moje walizki na górę,
Jace!
Czy to naprawdę są…?
-
Przecież powiedziałem, że Ci pomogę. Na anioła, Izzy, poluzuj gorset czy coś.
Zapowiadało
się na cudowne kilka tygodni.