Z dedykacją dla Wery i Ali, które tak bardzo czekały na ten rozdział i zmotywowały mnie do napisania go. Dziękuję ♥ ♥ ♥
------------------------------------------------------------------------------------------
***Clary***
Obudziły mnie promienie słońca. To zadziwiające, że w tak krótkim czasie, życie może się tak zmienić. Jeszcze pół roku temu byłam zwyczajną nastolatką, której największym problemem był złamany paznokieć czy brak ulubionego błyszczyka... Choć wiem, że tak wiele zyskałam, mam wrażenie, że jeszcze więcej straciłam... Gdyby nie Simon, mój najlepszy przyjaciel, chyba bym kompletnie zbzikowała. Odkąd mieszkam w Instytucie, on jest ostatnią, rzeczą, która pozostała mi z tamtego świata...
Od dnia, w którym Valentine uciekł, moje życie kręci się wokół treningów i poszukiwań lekarstwa dla mojej mamy. Jak na razie bez żadnych efektów. I choć wszyscy stracili już nadzieję ( no może, za wyjątkiem Luke'a), ja dalej desperacko go szukam... Bo moja mama nie może tak po prostu odejść... Po prostu nie może...
-Clary??? Mama pyta czy chcesz naleśniki. - moje rozmyślania przerywa dziecięcy głosik.
W drzwiach stoi Max z pytaniem wymalowanym na twarzy. Razem z Marysne wrócili zaraz po tym jak Hodge nas zdradził i odszedł z instytutu. Dziś wraca Robert, więc cała rodzina Lightwood'ów jest bardzo podekscytowana.
- Jasne, że chcę-mówię do malca z uśmiechem, a on w podskokach biegnie do kuchni.
Kochany szkrab... Odkąd pamiętam, marzyłam o tym, żeby mieć brata... Kogoś kto droczyłby się ze mną i troszczyłby się o mnie... I tak moje marzenie stało się największym koszmarem... Dlaczego to akurat Jace musiał okazać się moim bratem?!?!?! Jace, w którym tak bardzo jestem zakochana?!?!?!
- Clary, weź się w garść. To jest żałosne. -mówię do siebie.
Zwlekam się z łóżka i wychodzę z mojej sypialni.
------------------------------------------------------------------------------------------
Kilka godzin później... Biblioteka instytutu...
Razem z Isabell, Alec'iem, Jace'm i Marysne od godziny czekamy na powrót Roberta. Max też chciał brać udział w zebraniu, ale Marysne kazała mu zostać w pokoju.
Zerkam na zegarek... Czekamy kolejne sekundy, minuty, a może nawet godziny, gdy w końcu z ponurej, pełnej napięcia ciszy wyrywa nas radosny głos.
-Tęskniliście?- W drzwiach stoi Robert z uśmiechem wymalowanym na twarzy.
Podchodzi do Izzy, która przytula się mocno do ojca. Idąc na swoje miejsce klepie Aleca w ramię.
-Musimy omówić parę spraw-zaczyna bardziej formalnym tonem-Podczas naszej nieobecności-tu zerka na Marysne- narobiliście niezłego bałaganu- urywa, zerkając na mnie- Clarisso Morgenstern, to zaszczyt wreszcie Cię poznać. Wiele o tobie słyszałem. Natomiast jeśli chodzi o ciebie, Jace-patrzy z wyrzutem na chłopaka - porozmawiam sobie z tobą później. Ahhhhhhh-wzdycha
- Zostawić was na trochę samych...W każdym bądź razie masz ogromne kłopoty.Clave myśli, że współpracujesz z Valentine'm. Chcą Cię oskarżyć o zdradę. Musisz udać się do Alicante na przesłuchanie albo będziemy mieć Inkwizytora na głowie.
-A może spróbujmy go ukryć? ??- słowa wychodzą z moich ust zanim zdążę je powstrzymać.
- Bądź realistką, Clary. Jace nie może uciec. -gani mnie Alec- Będzie wtedy wyglądał na winnego.
- A co jeśli Clave uzna to co zrobił za zdradę? ! Co jeśli...
Zgrzyt!
Nerwowo zerkam na Isabell.
-Ktoś otworzył bramy Instytutu-szepcze bezgłośnie w odpowiedzi
Po chwili w bibliotece słychać odgłos rozchodzących sie po instytucie kroków.
Widzę jak mięśnie Jace'a się napinają, a jego dłonie sięgają po broń. Drzwi pomieszczenia otwierają się z hukiem, a z cienia wyłania się szczupła postać.
Nocna Łowczyni... Jej gęste, ciemne włosy kaskadami opadają na smukłe ramiona, które opina czarna skórzana kurtka. Ma na sobie czarny sweter, a jej ciemne jeansy eksponują długie nogi.
Nonszalancko rozgląda się po sali. Obdarza nas znudzonym spojrzeniem swych błyszczących, szarych oczu.
- Nazywam się Sydney Carstairs-jej głos jest wyniosły, gdy rozchodzi się echem po pokoju- Chcę rozmawiać z kierownikiem instytutu.
W bibliotece rozlega się głośny śmiech. Zerkam w stronę Jace'a. Jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu.
-Przepraszam, że niby kim jesteś? ??- mówi, a w jego głosie słychać rozbawienie.
Kręcę głową z powątpieniem. On się nigdy nie zmieni.
-Jace Wayland, a może raczej Jonathan Morgenstern-mówi nieznajoma pogardliwie, mrużąc oczy, które kryją tak wiele tajemnic.- Nie zadzieraj ze mną, blondasku.-dodaje po czym obraca się na pięcie.
- Czekam na zewnątrz-rzuca przez ramię, a po chwili słyszymy tylko odgłos jej kroków.
------------------------------------------------------------------------------------------
Kochani!
Mamy nadzieję, że święta upływają wam w spokojnej rodzinnej atmosferze. Życzymy wam również szczęścia, zdrowia i samych sukcesów w nowym roku 2015, choć mamy nadzieję, że damy radę napisać coś jeszcze przed sylwestrem.
Przepraszamy że tak długo to trwało, ale miałyśmy naprawdę nawał pracy w ostanich tygodniach.